Zbigniew Ziobro

i

Autor: SUPER EXPRESS Zbigniew Ziobro

Ziobro chce być rekinem, ale ... - ocenia Tomasz Walczak

2020-12-11 7:35

Zbigniew Ziobro nie składa broni. Mimo przegranej w wewnętrznym sporze o unijne weto, nadal licytuje wysoko. Niezadowolony z kształtu wstępnego kompromisu między UE a polskim rządem ws. mechanizmu „pieniądze za praworządność”, publicznie pisze o ograniczeniu suwerenności Polski. Mniej oficjalnie ma domagać się dymisji Mateusza Morawieckiego, jeśli ostatecznie premier na rzeczony kompromis się zgodzi. Dokąd go ta brawura zaprowadzi?

Lider Solidarnej Polski balansuje gdzieś na wąskiej granicy oddzielającej kingmakera od politycznego wyrzutka. Sytuacja jego partii i jego samego jest dość paradoksalna. Z jednej strony wisi na niej sejmowa większość Zjednoczonej Prawicy, więc ma pewne pole do manifestowania swojej podmiotowości, zaznaczania swoje odrębności i budowania się pod prawicową ścianą jako jedyny wiarygodny przedstawiciel konserwatywnej ekstremy. Z drugiej strony jedna decyzja Jarosława Kaczyńskiego może go zepchnąć w polityczny niebyt. Solidarna Polska nie istnieje w sondażach, nie ma własnych funduszy na funkcjonowanie w innej roli niż satelita PiS i buduje się tylko żerowaniem na instytucjach, które w ramach koalicyjnego podziału przypadły jej w udziale. Mówiąc krótko, Ziobro jest gwiazdą wyłącznie w gwiazdozbiorze Kaczyńskiego. Poza nim byłby wyłącznie bladym punkcikiem na politycznym niebie.

Ziobro wydaje się to rozumieć i zawsze cofa się tam, gdzie widzi, że więcej już dla siebie nie na byciu harcownikiem.  Na jakiś czas wycofuje się na z góry upatrzone pozycje, inwestując czas i energię w przyszły skok w samodzielność polityczną.

Wydaje się, że teraz będzie podobnie. Ziobro wyspecjalizował się raczej w kopaniu po kostkach Morawieckiego, którego uważa za swojego arcyrywala w walce o przyszłe przywództwo na prawicy. Do gardła się mu nie rzuci, bo nie będzie ryzykował wysłania się na margines polskiej polityki. Przyczai się raczej, by przy kolejnej okazji próbować osłabić Morawieckiego, niż pójdzie na swoje.

Raz już ten błąd popełnił, kiedy w dalekim 2011 r. uznał, że czas na niepodległość. Srogo się pomylił i na kolanach musiał wracać po przebaczenie do Kaczyńskiego. Ówczesny rzecznik PiS, Adam Hofman, powiedział o Ziobrze, że to polityk, który „miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem”. Dziś znów chce być drapieżnikiem, ale nieustannie grozi mu rola płotki. Pytanie, czy jego ogromne ambicje mu tej przykrej prawdy nie przysłonią.