Zdjęcie Palikota w sukience nie byłoby sensacją

2010-03-23 3:00

W debacie "Super Expressu" o wolności mediów dziś głos dr. Janusza Kochanowskiego

"Super Express": - Polskie sądy decydują się na wydawanie wyroków zakazujących publikowania zdjęć osób publicznych i powszechnie znanych w miejscach publicznych. Co pan na to?

Dr Janusz Kochanowski: - Osoby publiczne korzystają z węższego zakresu ochrony życia prywatnego niż osoby prywatne. Media mogą zatem o nich pisać znacznie więcej niż o zwykłych obywatelach. Często osoby te z własnej inicjatywy dążą do uzyskania rozgłosu i bycia w centrum zainteresowania, także paparazzich. To zrzeczenie się własnej prywatności nie jest jednak nieograniczone. W polskim prawie publikacja musi mieć związek z funkcją osoby bądź jej obowiązkami zawodowymi. Gdyby chciał pan opublikować moje zdjęcia podczas przyjmowania interesantów - nie ma problemu. Gdyby były to moje zdjęcia w kościele - jeżeli media je opublikują, powiem: no cóż, takie są koszta. Gdyby zrobiono mi zdjęcia, gdy leżę krzyżem podczas pokuty zadanej przez księdza, to jest już inna sprawa.

- W opinii karnisty prof. Piotra Kruszyńskiego niektóre wyroki sądów mogą budzić zdziwienie. Nie widzi on problemu, żeby osoby powszechnie znane fotografować w miejscach publicznych - jak basen czy ulica.

- Polska jest krajem, w którym dopiero ustala się granice tego, co można. Służy temu również debata "Super Expressu". Mamy różne orzeczenia sądowe. Wątpimy, czy są słuszne i rozsądne. I jak najbardziej powinniśmy je krytykować. Media w jedną stronę, osoby publiczne w drugą. Granicę ustali prawo - w miejscu, gdzie te różne punkty widzenia spotkają się. Nigdy nie będzie jednak tak, że nachodzenie mnie przez dziennikarzy o 7.30 rano w prywatnym mieszkaniu będzie czymś do zaakceptowania. Nawet jak pytają o to, czy płacę abonament RTV. O to powinni pytać w biurze.

Czytaj dalej >>>


- Nie zgadza się pan zatem z prof. Kruszyńskim?

- Formułując pewną regułę powinniśmy przyjąć złotą zasadę każdego prawodawstwa: "rób tak, jak chcesz, żeby wobec ciebie czynili inni". W przypadku piosenkarzy czy gwiazd mediów, które same zabiegają o popularność, bardzo trudno uzasadnić, że do wtorku ktoś się na to godzi, ale od środy chciałby już mieć komfort prywatności. Nie chcę powiedzieć za dużo, ale takie osoby w pewnej mierze zrzekają się prawa do prywatności. Tak samo politycy.

- W Wielkiej Brytanii, w której mieszkał pan przez lata, te granice, choć też nieprecyzyjne, przesunięte są na korzyść wolności słowa i mediów.

- Nawet przeglądając media, w których granica wolności jest najszersza, to szanowały one królową. Poniewieranie głową państwa, co zdarza się u nas, tam byłoby nie do pomyślenia. Ważne jest też to, czy polityka złapano na sprzeniewierzaniu się temu, co głosi i co reprezentuje. Np. w kwestiach obyczajowych torysom wolno mniej niż Partii Pracy. Wyczucie tej sprawy pojawia się także i u nas. Gdybyście dysponowali zdjęciem Palikota w sukience, to nie wiem, czy byłaby to jakaś sensacja. Co innego w przypadku Piesiewicza.

- Królowa to świętość. Ale na księciu Harrym można już sobie używać...

- Tak, bo dał ku temu powody. Królowa bądź książę Filip zachowują się jak należy i media także zachowują się wobec nich na poziomie. Obracamy się tu nie w granicach przepisów, ale właśnie pewnej utartej przez lata praktyki. Obyczaju, który co ciekawe, obowiązuje i u nas. Ale niektórzy sami dają pretekst do pochylenia się nad ich życiem. Wielką Brytanię i jej obyczaje trudno jednak przykładać do naszej rzeczywistości. Tam, gdy w piątek wybucha afera, czy to polityczna, czy obyczajowa, to w poniedziałek polityk rezygnuje ze stanowiska. Staje z żoną przed domem, trzyma ją za rękę i mówi, że teraz poświęci się rodzinie. I ten rytuał jest bardzo dobry - dla systemu politycznego, jak i dla zamieszanego w aferę. Przestajemy się babrać w skandalu, przestaje to przynosić szkodę państwu. Wiadomo jak jest u nas, nie tylko w sprawie Piesiewicza.

Dr Janusz Kochanowski

Rzecznik praw obywatelskich, prawnik, były konsul generalny RP w Wielkiej Brytanii