Zdaniem redaktora. Mirosław Skowron: Bunga-bunga po kaszubsku?

2014-12-20 3:00

Ku zdumieniu polityków, dziennikarzy i urzędników UE Donald Tusk zakończył unijny szczyt w ciągu jednego dnia (str. 3 dzisiejszego numeru). Wcześniej dokument z propozycjami wniosków ze szczytu, który sumienny van Rompuy trzaskał nawet na kilkadziesiąt stron, Tusk przygotował na strony 4... Można by powiedzieć, że to słynny "piąteczek" Tuska, gdyby nie to, że z polskiej polityki wiemy, że "piąteczek" Tuska zaczyna się często już w "czwarteczek", a poniedziałek to jeszcze taka "mała niedziela".

Zamiłowanie Tuska do niemal 4-dniowych weekendów może być jednak dla urzędników UE szokiem. Nie chodzi o jakąś ich nadmierną pracowitość, ale o to, że unijne szczyty oznaczały zazwyczaj długo ucierane, wspólne stanowiska, a także okazję do niezbyt częstych, osobistych spotkań najważniejszych polityków w UE. Szczyty zawsze ciągnęły się do piątkowego popołudnia lub wieczoru, a bywało, że przedłużano je nawet do soboty.

Przyboczni Donalda Tuska, jak były eurokomisarz Janusz Lewandowski, bronią go, podkreślając, że "zwięzłość nie jest grzechem". Można by to przyjąć, gdyby nie to, że Donald Tusk zawsze był znany z bardzo zwięzłego tygodnia pracy i dość rozwlekłego, wolnego weekendu. Jeszcze jako marszałek Sejmu miał otwartym tekstem powiedzieć marszałkowi Józefowi Oleksemu, że mogą się "nawet zaprzyjaźnić", pod warunkiem że Oleksy nie wrzuci Tuskowi żadnej roboty na piątki. Pan Donald spędzał piątki w Sopocie, bo, jak to wyjaśniał Oleksemu: "tam miał rodzinę, kolegów i grę w piłkę".

Kiedy został premierem, o nic już nikogo nie musiał prosić. Wsiadał do samolotu rządowego jak do taksówki i znikał na 3-4 dni do Sopotu. Szkoda, że podobnego podejścia do czasu i warunków pracy nie przejawiał jednak, gdy przeforsował podniesienie wieku emerytalnego i uelastycznienie rynku pracy. No, ale kto to dziś wypomni królowi Europy?

Przed Tuskiem był tylko jeden polityk, który zasłynął z równie "zwięzłego" poprowadzenia unijnego szczytu. Pamiętam, że w 2003 r. zrobił to Silvio Berlusconi. Tak jak Tusk, ku zaskoczeniu wielu polityków, zakończył szczyt wcześniej (choć miał mniej odwagi i nie był to "czwarteczek", ale zaledwie "piąteczek"). Okazało się, że boski Silvio chciał zdążyć na mecz o Superpuchar Europy, który jego AC Milan grał z FC Porto.

Tusk nie ma własnego klubu, ale w przeciwieństwie do premiera Włoch lubi nie tylko patrzeć, ale także samemu haratać w gałę. Berlusconi, co wiemy od pewnego czasu, wolał w weekendy haratać w zupełnie coś innego.

Choć kto wie, czego dowiemy się o Tusku, gdy do jego weekendów wezmą się dociekliwe zachodnie media?

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail