Pełnomocnikiem w Ministerstwie Zdrowia została Beata Małecka-Libera, a w Ministerstwie Edukacji Urszula Augustyn. Przy czym ani minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, ani minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska nie mieli na to wpływu. Więc co to właściwie jest? To proste, to totalny brak zaufania do tych dwojga ministrów.
Bardzo prosty, bardzo przejrzysty sygnał: nie ufam wam, nie wierzę, że sobie poradzicie, dlatego do was wsadzam swoich ludzi, którzy będą wam patrzeć na ręce i meldować mi, co robicie. Oczywiście otoczenie premier Kopacz powie, że to bzdura i co ja w ogóle wypisuję, że chodzi o to, żeby wzmocnić resorty, które były ważne w expose premier i są ważne dalej. Tylko że gdyby premier ufała ministrom, to powiedziałaby im: wzmocnijcie sobie resorty i znajdźcie ludzi, z którymi będzie się wam dobrze współpracować. Proste? Proste.
Następna przeciekawa historia wynikająca z tej sytuacji to fakt, jak się będzie tym pełnomocnikom pracować w tych ministerstwach. Bo po pierwsze, będą mieć zapewne narzędzia do realizacji celów, więc będą wzbudzać respekt, a po drugie - bardzo mi przykro - oczywiście poza plecami w ministerstwach traktowani będą jak szczury, donosiciele, kapusie etc. Premier Kopacz wszystko to wie, dlaczego więc na przykład nie zdecydowała się wywalić ministrów, którym nie ufa, i zastąpić ich tymi, którzy wypełnią nałożone przez nią zadania? Ciekawa sytuacja.
Może dlatego, że ten rząd to jednak nie do końca jej rząd?Bo przecież zarówno Arłukowicz, jak i Kluzik-Rostkowska zostali w spadku po rządzie Tuska, to on ich mianował na te stanowiska, a Ewa Kopacz - co nie jest wielką tajemnicą - nie kocha ich najbardziej na świecie. I tak oto okazuje się, że nasza premier rządzi ludźmi, którym nie ufa. To nie jest komfortowa sytuacja ani dla niej, ani dla nas.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail