Z tego też słusznego powodu pani minister uruchomiła specjalną linię telefoniczną i adres mejlowy dla rodziców, którzy mają jakieś uwagi w tym zakresie. No więc po pierwsze, pani minister powinna wiedzieć, że już we wrześniu każda szkoła miała obowiązek zorganizować w takie dni zajęcia dydaktyczne dla dzieci, których rodzice wyrażają chęć zostawienia pociech w szkole, ponieważ nie mają co z nimi zrobić.
Po drugie, uruchamianie przy okazji listu dodatkowych kanałów kontaktu nie może być traktowane inaczej niż zachęta do donosicielstwa. A to najzwyczajniej w świecie jest po prostu niskie. Obawiam się jednak, że chodzi o coś dużo poważniejszego niż o tę daleko idącą niezgrabność minister Kluzik-Rostkowskiej. To raczej część dużo poważniejszego wcielanego w życie planu sekowania polskich nauczycieli. Rząd, który administrację mnoży jak króliki, z dużym prawdopodobieństwem będzie chciał w najbliższym czasie szukać oszczędności na niedoinwestowanych nauczycielach. A list to próbka przygięcia ich karków, potraktowania jak niesfornych uczniaków. Uda się? Nie będzie protestów? Więc rząd posunie się dalej. Martwi mnie to. Z kilku oczywistych powodów.
Wiem, że na przykład niemieccy nauczyciele zarabiają około 20 tysięcy złotych miesięcznie, a nasi polscy około 3 tys. Wiem, że biedny i skutecznie zastraszany przez panią minister nauczyciel nie będzie autorytetem dla swoich uczniów. Być może będzie pośmiewiskiem. Wiem, że w sytuacji ubożenia tego środowiska kolejni świetni pedagodzy będą szukali pracy w innych branżach. Wiem, za Janem Zamoyskim, że: "Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Tylko czy pani minister Kluzik-Rostkowska to wie?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz też: Rząd ucina żądania: NIE będzie PODWYŻEK dla nauczycieli!