Trenował karate i kick-boxing
Zbigniew Ziobro powszechnie jest kojarzony z Krakowem. I faktycznie urodził się w tym mieście, ale młodość spędził w Krynicy, gdzie jego rodzice, Jerzy i Krystyna, pracowali jako lekarze. Matka była stomatologiem, a ojciec dyrektorem sanatorium. Jednak polityk uważa, że największy wpływ na jego życiową postawę mieli dziadkowie. - Obaj byli zawodowymi żołnierzami. Jeden dziadek był oficerem AK i WiN. Po wojnie przez wiele lat był więziony we Wronkach i to on ukształtował we mnie niechęć do władzy komunistycznej – mówił Onetowi. W młodości dużo jeździł na nartach, regularnie trenował też karate i kick-boxing. Także podczas studiów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po ich ukończeniu odbył aplikację prokuratorską, ale co ciekawe, nigdy nie pracował w tym zawodzie.
Nie wyszedł z partyjnych butów
W drugiej połowie lat 90-tych zajął się działalnością publiczną zbliżając się do świata prawicowej polityki. Został współpracownikiem Marka Biernackiego (66 l.), a potem już wiceministrem sprawiedliwości u Lecha Kaczyńskiego (60† l.) i w 2001 roku posłem świeżo powstałego PiS. Jednak prawdziwą trampoliną do politycznej kariery stała się pierwsza komisja śledcza III RP, która miała wyjaśniać aferę Rywina. - Nie potrafił nigdy wyjść z partyjnych butów za wszelką cenę starając się udowodnić winę SLD. PiS go starannie wyposażał w narzędzia do tej pracy, na jego zapleczu pracowało wielu posłów – wspomina szef tej komisji prof. Tomasz Nałęcz (76 l.).
Po zdobyciu władzy przez PiS w 2005 roku Ziobro po raz pierwszy został ministrem sprawiedliwości. Łącznie kierował tym resortem przez 10 lat. Dłużej niż jakikolwiek inny polityk. - Zdarzało się, że dzwoniłem do niego późnym wieczorem, albo w weekend i pracował jeszcze w ministerstwie. Jako jedyny zdecydował się podjąć próby zreformowania wymiaru sprawiedliwości – mówi nam Tadeusz Cymański (70 l.). Ziobro był też jednym z niewielu prawicowych polityków, którzy rzucili wyzwanie Jarosławowi Kaczyńskiemu (76 l.).
Rok po katastrofie smoleńskiej mocno krytykował prezesa PiS, a wreszcie utworzył nowy polityczny byt, czyli Solidarną Polskę. Szybko jednak porozumiał się z dawnymi kolegami i już w 2015 roku razem sięgnęli po władze jako Zjednoczona Prawica. Zgromadził wokół siebie grono sprawnych politycznie i wiernych współpracowników, którymi otacza się do dziś.
- Byliśmy też grupą dobrych kolegów. Zdarzały się polityczne narady, które płynnie przechodziły w biesiady przy wódce. Jednak Zbyszek nie należał do czołowych biesiadników, te rolę pełnili Jacek Kurski i Tadeusz Cymański – mówi nam polityk z tego środowiska.
DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU POD GALERIĄ ZDJĘĆ
Wraca do formy
Rodzinę założył dość późno. Już po 40-tce ożenił się z dziennikarką Patrycją Kotecką (47 l.). Para doczekała się dwóch synów. To z pewnością najbliżsi stanowili największe oparcie dla polityka w jego walce z rakiem przełyku. Na rok niemal wycofał się z życia publicznego. Teraz wygląda na to, że najgorszy czas ma już za sobą. Przechodzi rehabilitację i wraca do dawnej formy. Dla rządzących to zielone światło do przyspieszenia procesu rozliczeń, którego Zbigniew Ziobro miał być jednym z negatywnych bohaterów.
Tadeusz Cymański, był polityk Solidarnej Polski: Zawsze był kimś nietuzinkowym. Od kiedy pamiętam był przykładem pasji i niezwykłej wręcz pracowitości. Zdarzało się, że jak dzwoniłem do niego późnym wieczorem, albo nawet w weekend, pracował jeszcze w ministerstwie. Oceny są różne, ale trzeba mu oddać, że jako jedyny zdecydował się podjąć próby zreformowania wymiaru sprawiedliwości. Rzucił też wyzwanie prezesowi Kaczyńskiemu zakładając w 2011 roku Solidarną Polskę. Zobowiązał mi się wtedy, że będziemy odpowiedzią na nazbyt liberalne rządy PiS w latach 2005 – 2007. Czy jest bezwzględny? Mnie to nie spotkało. I w zdrowiu i w chorobie miałem z nim dobre relacje.
Leszek Miller, były premier: To jest niewątpliwie osoba znana i ważna dla polskiej polityki. Jest zdolny, ale niestety zdolny do wszystkiego, jak pokazał przebieg wydarzeń. Człowiek, który nie dorósł do tak poważnych funkcji i stanowisk. Od początku nie tyle chciał służyć prawu i Polsce, ale sobie. Chciał robić karierę za wszelką cenę i zrobił tę karierę. Komisja Rywina? Za wszelka cenę próbował mnie ukąsić. W końcu użył argumentu generała Papały, co było dla mnie bardzo przykre. Pomyślałem wtedy, że muszę go obrazić tak, ale żeby było to zapamiętane i wtedy powiedziałem o tym zerze. Przeszło to do historii polskiej polityki.

Prof. Tomasz Nałęcz, szef komisji śledczej ds. afery Rywina: Byłem o nim od początku bardzo krytycznego zdania. W komisji śledczej miał chyba najwięcej wpadek. Przez swoją głupotę, a może niestaranność zablokował kluczowy materiał dowodowy. Był też najbardziej upolitycznionym członkiem naszej komisji. Nie potrafił nigdy wyjść z partyjnych butów za wszelką cenę starając się udowodnić winę Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Prawo i Sprawiedliwość starannie wyposażało go w narzędzia do tej pracy. Na jego osiągnięcia i pytania pracowało wielu posłów, ale nawet nie umiał tego dobrze wykorzystać.