Ministra Ziobry bronił jego szef, Mateusz Morawiecki odnosząc się do zarzutów stworzenia w Ministerstwie Sprawiedliwości „fabryki hejtu” kierowanej przez byłego już wiceministra Łukasza Piebiaka. Morawiecki stwierdził, że „ to opozycja była ojcami założycielami przemysłu pogardy, od 2005 roku, kiedy zaczęliście niszczyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego”. Uznał wniosek o votum nieufności za bezprzedmiotowy i dodał, że domagając się pełnej kontroli nad poczynaniami podwładnych Ziobry opozycja tak naprawdę domaga się od niego, by „kontrolował telefony swoich podwładnych”.
Zanim doszło do wystąpienia premiera Morawieckiego w obronie ministra i samego głosowania, w debacie opozycja sugerowała, że dymisja Zbigniewa Ziobry w związku z aferą, w której główną rolę grał były wiceminister Łukasz Piebiak (podwładny Ziobry) to „najmniejszy wymiar kary”. Dorzucała jednak do win ministra także postępująca „degradację systemu sprawiedliwości”, „upolitycznienie go”, a nawet „utrzymanie kodeksu opiekuńczego z czasów stalinowskich”.
Sam Ziobro zadeklarował, że dzięki jego działaniom „prawo i państwo zaczęło działać”, a w czasie w którym posłowie opozycji składali wniosek o votum nieufności „polscy prokuratorzy zabezpieczali miliard czterysta milionów złotych”.
W wystąpieniu ministra Ziobry znalazły się jednak także słowa przyznające, że doszło do pewnych nieprawidłowości, choć ujął to w dość pokrętny sposób. Zasugerował, że sprawa dotyczyła wewnętrznych standardów w środowisku sędziowskim. Stwierdził, że „stało się bardzo źle, że znaleźli się sędziowie, również w ministerstwie sprawiedliwości, którzy zdecydowali się na prowadzenie działań o charakterze mowy nienawiści, o charakterze hejterskim”. O "wojnie w rodzinie", sugerując wewnętrzne porachunki środowiska sędziowskiego (Łukasz Piebiak był wiceministrem, ale także sędzią) sugerował też w Sejmie premier Morawiecki.
MS