Znana działaczka feministyczna najwyraźniej mocno liczyła na to, że będzie "jedynką" na liście lewicy w wyborach parlamentarnych 2019. Teraz jest bardzo zawiedziona postawą "trzech tenorów", czyli Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia i Adriana Zandberga. - Robert Biedroń powiedział wprost, że wszystkie mandaty lewicowe w przyszłym Sejmie panowie zarezerwowali dla przedstawicieli swoich partii. Dla nikogo z zapraszanych do koalicji ruchów społecznych czy innych partii, jak Inicjatywa Feministyczna czy Unia Pracy - ujawniła Lempart w rozmowie z "Wysokimi Obcasami". Na domiar złego stwierdziła, że na jednym ze spotkań z "tzw. Lewicą" Biedroń, Czarzasty i Zandberg zaproponowali Ogólnopolskiemu Strajkowi Kobiet, którego jedną z liderek jest Lempart, "noszenie ulotek, pozowanie do zdjęć i zapełnianie list". Dowodem na potwierdzenie słów działaczki mają być liczby. - 34 proc. kobiet i 66 proc. mężczyzn w 2019 r. z lewicowej koalicji to jest parytet? - pyta retorycznie. - To jest dramat, żałość, wstyd. To jest pokazanie, jak bardzo "płeć nie ma znaczenia".
CZYTAJ TEŻ: Tusk jedzie po bandzie. We Francji wyszedł z niego prawdziwy TWARDZIEL