Nie zacząłem wierzyć w opiekę boską
Był 4 grudnia 2003 roku, gdy ówczesny szef rządu wracała ze swoimi współpracownikami z Lubina do Warszawy ze świętowania Barbórki. Niestety, przed Warszawą doszło do wypadku! Maszyna rozbiła się pod Piasecznem. Cudem wszyscy przeżyli katastrofę maszyny, ale nie obyło się bez poszkodowanych. Premier Leszek Miller wylądował w szpitalu z połamanymi dwoma kręgami w odcinku piersiowym.
- Nie przeżyłem jakiejś specjalnej iluminacji. Nagle nie zacząłem wierzyć w opiekę boską. Uznałem, że przypadek, szczęście, a może po prostu umiejętności pilota spowodowały, że się nie zabiłem. Jeśli już szukamy opatrzności, to powiedziałbym, że Pan Bóg się zawahał. Kiedy wylatywaliśmy to nad moją głową, na takiej półeczce, położono świętej Barbary. Pojawiły się potem sugestie, ze dlatego wszyscy ocaleli, bo na pokładzie była figura świętej Barbary - wspomina były premier w najnowszym odcinku "Alfabetu Millera".
Kwaśniewski mówił o pogrzebie Millera
Leszek Miller trafił do szpitala MSWiA przy ulicy Wołoskiej w Warszawie. - Przyjmowałem też rozmaite wizyty. Już drugiego dnia przyszedł prezydent Aleksander Kwaśniewski. Ze znanym sobie poczucie humoru powiedział: „Wiesz co Leszek, myślę sobie, że to byłby piękny pogrzeb”. - ze śmiechem wspomina polityk. - W szpitalu jak już mogłem chodzić to miałem bardzo intensywny proces rehabilitacyjny. Gimnastyka, masaże, krioterapia. Po pierwszym tygodniu mogłem już chodzić. Po 10 dniach poleciałem do Brukseli na szczyt Unii Europejskiej. Jak się tam pokazałem wszyscy wstali i klaskali. To byli premierzy, często latali i zdawali sobie sprawę, że każdego z nich cos takiego może spotkać - mówi Leszek Miller i dodaje, że z perspektywy czasu bardzo miło wspomina ten czas. - Tyle serdeczności ile nas spotkało, wizyt, które miały miejsce, listów, maili... Chyba nigdy tyle tego nie otrzymałem - wspomina polityk.
Zobacz najnowszy odcinek programu "Alfabet Millera".