Pierwsze zarzuty w sprawie katastrofy z 10 kwietnia tego roku mają podobno dotyczyć błędów przy organizowaniu wylotu 96-osobowej delegacji, w skład której wchodził prezydent Polski. Wydaje się, że zarzuty dotyczące błędów w organizacji wizyty nie mogą być zbyt poważne, ale będą miały olbrzymie psychologiczne oddziaływanie.
Pamiętajmy, że dwie główne polskie partie jawnie lub w sposób nieco zakamuflowany obarczają się wzajemnie odpowiedzialnością za katastrofę. Słowa o "krwi na rękach" czy "zbrodni smoleńskiej" są na porządku dziennym.
W to wszystko wkracza prokurator generalny. Twierdzi, że chce uczynić politykę informacyjną bardziej przejrzystą i dlatego wypowiada... zupełnie nieprzejrzyste, ale za to pobudzające wyobraźnię wszystkich słowa o pierwszych zarzutach. Jeżeli te zarzuty zostaną postawione ludziom związanym z PiS, to oczywiście będzie to interpretowane jako zemsta PO-wskiej prokuratury. Jeśli ludziom związanym z Platformą - jako kajanie się i przyznanie do winy. Wypowiedź Andrzeja Seremeta inaugurującą politykę przejrzystości prokuratury należy uznać za nieudaną, przedwczesną i niepotrzebną.