Pociąg do Kijowa
Wybitny amerykański analityk Robert Kagan napisał kiedyś, że Polacy są z Marsa, a Zachód Europy z Wenus. Ma dziś facet pełne potwierdzenie swoich słów. Podczas kiedy służby zachodnie wysilają się, żeby sprawdzić czy szefowie ich rządów mogą już bezpiecznie jechać do Kijowa, nasze się kwapić nie muszą, bo Mateusz Morawiecki był wtedy, kiedy nie było bezpiecznie. Za to dużo bardziej potrzebnie.
Pani Ursula von der Leyen i brytyjski premier już byli. Papież jakoś nie może się zdecydować, mam zresztą wątpliwości czy wie, gdzie to na mapie. Niemiecki kanclerz z kolei wie dobrze, aż na tyle dobrze, że głupio mu pojechać, szczególnie, że prezydentowi Niemiec właśnie podziękowano. Prezydent Francji ma wybory i gorącą linię z Putinem, którego stara się miękkim głosem przekonać by przestał być Putinem, ale inaczej też pewnie by pojechał. Zresztą za chwilę zapewne będziemy mieli pielgrzymkę polityków odwiedzających Kijów. Jest bezpiecznie, Ukraińcy obronili miasto. Można teraz wyskoczyć, polansować się. Powzruszać. Przede wszystkim oczywiście elektorat. Jak się okazuje Ukraińcy nie tylko obronili swój kraj, ale i zapewnili plenery na plakaty wyborcze plejadzie stroskanych europejskich polityków.
I bardzo dobrze. Nie mam pretensji. Gdybym był politykiem też bym pojechał. Wracają też ambasadorzy. Pierwszy wrócił turecki. Turcy bywają naprawdę w porządku. Przez cały 19. Wiek na oficjalnych spotkaniach sułtani robili miejsce i pytali o posła z Lechistanu, czyli z Polski. Nigdy im tego nie zapomnę.
Ale pamiętam też, że polski ambasador znikąd nie wrócił, bo cały czas był. I że polski premier oraz wicepremier i szef rządzącej partii (oraz kilku innych środkowoeuropejskich polityków skrzykniętych przez nich) byli w Kijowie, można by powiedzieć - zanim to jeszcze było modne, a gdy było potrzebne. Gdy na przedmieściach miasta toczyły się walki, a całe miasto przygotowywało się na nie. Pamiętam tych, którzy wówczas mówili, że to takie niepotrzebne, romantycznie nierealistyczne, pod publiczkę, nie uzgodnione z Unią Europejską. Część z tych polityków, także polskich, zapewne też się wybierze w pewnym momencie do Kijowa. Jak nie będą mieli wątpliwości, że to bezpieczne i dające profity. Niekoniecznie już Ukrainie, niekoniecznie Polsce, ale im na pewno.