„Super Express”: - W gabinetach polityków PiS rozważany jest pomysł zamiany programu 500 plus na 1000 plus. Zwiększenie tego świadczenia ma sens?
Prof. Elżbieta Mączyńska: - Nie wiemy, jak w ogóle miałoby to być zaprojektowane. Nie wiemy choćby kluczowej rzeczy: czy wprowadzono by kryterium dochodowe. Nie wiadomo nawet, czy w ogóle wejdzie to w życie. Jest jeszcze jeden problem w ocenie tej propozycji.
- Jaki?
- Tak naprawdę do dziś nie mamy analiz, które gruntownie badałyby wpływ tego programu. Nie znamy jego wpływu na demografię – a rząd przekonuje, że to głównie program mający na celu podniesienie dzietności w Polsce.
- Ministerstwo przekonuje, że wskaźnik dzietności wzrósł.
- Rzeczywiście, zanotowaliśmy tu pewien przyrost, ale nikt nie jest w stanie ocenić – bo nie ma takich badań – które wykazałyby ten wzrost jest powiązany z funkcjonowaniem 500 plus. Zresztą zwykła intuicja podpowiada, że zdecydowanej większości rodzin samo świadczenie nie przekonuje do posiadania większej liczby dzieci. Decyzja takie podejmuje się przecież ze względu na tak niewymierny czynnik jak naturalna chęć do posiadania potomstwa, czy ze względu na ogólną sytuację materialną – tego, jaką mamy pracę, czy mamy gdzie mieszkać, itd. Jest też czynnik społeczny.
- Tu sytuacja wydaje się bardziej klarowna. Są bowiem statystyki, która potwierdzają znakomity ubytek dzieci żyjących w skrajnej nędzy.
- To jedna dana. Aby racjonalnie podejmować decyzje o zmianie jakiejś polityki, potrzeba większej ilości informacji. Niestety, polscy politycy nie zadają sobie trudu, by je zebrać. To utrudnia prowadzenia długofalowej polityki i prostą ocenę tego, czy zwiększenie świadczenia 500 plus o połowę ma głęboki sens. Wcale nie musi być bowiem tak, że automatycznie podwoi to pozytywne skutki związane z dotychczasowym funkcjonowaniem tego programu.
- Jedno wydaje się pewne – może mieć to pozytywny skutek polityczny dla PiS, związany ze wzrostem poparcia dla tej partii.
- Nie da się ukryć, że rządzącej partii przyświecają cele czysto polityczne, mające na celu przyciągnięcie jak największej liczby wyborców. Byłabym jednak daleka od sprowadzania tego programu, czy nawet jego rozszerzenia, wyłącznie do merkantylnego interesu tych czy innych opcji.
- Na co jeszcze zwróciłaby pani uwagę?
- Coraz częściej dostrzegane jest to, że sposób, w jaki funkcjonuje globalna gospodarka, prowadzi do wzrostu obszarów zagrożeń społecznych, co z kolei negatywnie odbija się na wzroście gospodarczym. W krajach skandynawskich czy nawet w sercu współczesnego kapitalizmy, czyli Międzynarodowym Funduszu Walutowym, prowadzone są analizy pod kątem tego, czy i w jakim stopniu zmiany w rozkładzie bogactwa i dochodów mogą przyczynić się do poprawy wzrostu gospodarczego. I można się zastanawiać, czy program 500 plus nie jest czymś, co jakoś na ten problem odpowiada.
- Znam wielu, którzy nie widzą w tym impulsu rozwojowego gospodarki, ale zwykłe rozdawnictwo.
- To zabawne, że najczęściej tak ten program oceniają bankierzy lub ekonomiści pracujący dla dużych banków, którzy zarabiają setki tysięcy złotych. Z takich pozycji bardzo łatwo feruje się takie wyroki. A przecież coś, co nazywają rozdawnictwem, jest próbą zmniejszenia obszarów ubóstwa, a przez zwiększyć popyt. Przecież pieniądze, zwłaszcza te kierowane do biedniejszej części społeczeństwa wracają częściowo do budżetu, a w dużej mierze trafiają do gospodarki. Przecież mniej zamożni większość tych pieniędzy natychmiast wydają na zaspokojenie swoich potrzeb. Często tych podstawowych, więc napędzają tym konsumpcję.
- Czyli rozważanie, czy podnieść kwotę świadczenia w ramach 500 plus wcale nie jest aż tak pozbawione sensu?
- Podniesienie tej kwoty zbliżałoby nas do rozwiązania znanego jako bezwarunkowych dochód gwarantowany – czyli czegoś coś jest coraz głośniej dyskutowane w świecie polityki i ekonomii.
- Wyjaśnijmy czytelnikom, czym taki dochód gwarantowany jest.
- To kwota wypłacana każdego obywatelowi niezależnie od jego statusu ekonomicznego i społecznego. Wielu ekonomistów widzi w tym rozwiązaniu pomysł na walkę z postępującymi nierównościami dochodowymi w świecie Zachodu i impuls rozwojowy. Duże nierówności, co już wspomnieliśmy, blokują wzrost gospodarczy. Biednych nie stać bowiem na konsumpcję, a bogaci nie mają już czego kupować, bo wszystko mają. Ogranicza to rozwój firm i sprawia, że gospodarka zwalnia. Ale jak powtarzam – dyskusja o rozbudowie 500 plus powinna być poprzedzona gruntowną analizą tego, jaki wpływ dziś ten program wywiera i czy dołożenie pieniędzy przyniosłoby oczekiwane skutki.
- No dobrze, a czym byłoby nas stać na rozszerzenie tego programu?
- Wie pan, jak jest: każdy ekonomista powie, że to zależy. Po pierwsze, Polska w relacji do swojego PKB wydaje poniżej unijnej średniej na politykę społeczną. Nie jest więc tak, że nie mamy na to rezerw.
- Tylko czy budżet by to wytrzymał? Już niektórzy straszą, że skończy się to nowymi podatkami.
- Wcale nie musi się to skończyć poszukiwaniem pieniędzy w nowych podatkach. Szacowany wzrost PKB w Polsce to 5 proc. Od każdego procentu wpływają większe podatki. A więc, im wyższy wzrost, tym więcej pieniędzy w budżecie. Jeśli udałoby się więc utrzymać wzrost gospodarczy na wysokim poziomie, podatków nie trzeba podnosić. Co więcej, nadal mamy ogromną lukę podatkową. Jeśli bardziej skutecznie będziemy z tym zjawiskiem walczyć, to wpływy z uszczelnienia mogą wpłynąć na lepszą sytuację budżetową. Zwróćmy też uwagę, że Polska nie należy do krajów ze szczególnie opresyjnym systemem podatkowym. Na tle innych krajów płacimy stosunkowo niskie podatki. Ich podniesienie, poprzez powiązanie ich z zarobkami, nie byłoby więc jakąś tragedią. Czy warto byłby to robić, by sfinansować znaczące podniesienie świadczenia 500 plus? Musimy to dobrze przeanalizować.
Rozmawiał Tomasz Walczak
[Wywiad] Elżbieta Mączyńska: Więcej pieniędzy nie musi oznaczać większych korzyści
2018-08-07
5:00
Czy 500 plus powinien zamienić się w 1000 plus? Ocenia ekonomistka i prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego prof. Elżbieta Mączyńska
i