Potężną burzę wywołała sprawa otwarcia w Muzeum Gdańska wystawy "Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. O wystawie tak wypowiadał się dyrektor muzeum prof. Waldemar Ossowski.
- Wystawa „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy” dotyczy doświadczeń przemilczanych zarówno w przestrzeni publicznej, często jednak i domowej. Dla wielu mieszkańców Pomorza Gdańskiego temat służby w niemieckiej armii wydawał się zbyt niebezpieczny, by mówić o nim otwarcie – pozostał w ukryciu, co miało zapobiec kłopotom. W zaufanym środowisku nie stanowił tabu, jednak w wielu rodzinach wyparto go zupełnie. Wierzymy, że muzeum jako instytucja zaufania publicznego ma obowiązek podejmować także trudne tematy. Nie po to, by usprawiedliwiać lub oskarżać, lecz by tłumaczyć i pogłębiać zrozumienie. Tylko tak można budować wspólnotę opartą na empatii, a nie na uproszczeniach - czytamy na stronie Muzeum Gdańska.
Burza na temat wystawy w Muzeum Gdańska
O samej wystawie możemy przeczytać, że to jej bohaterami są "żołnierze z różnych zakątków Pomorza. Ich losy pokazują, jak odmienne były indywidualne doświadczenia związane ze służbą w niemieckich formacjach wojskowych. Łączy ich jednak wspólna, powojenna rzeczywistość".
Jednak wystawa i jej tytuł wywołał oburzenie w sieci. Wśród oburzonych znalazł się m.in. były minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak.
Muzeum Gdańska w porozumieniu z Muzeum II Wojny Światowej organizuje wystawę „Nasi chłopcy” – o żołnierzach III Rzeszy z Pomorza. To jawna realizacja niemieckiej narracji, a prowadzą ją przecież instytucje, które powinny strzec polskiej pamięci historycznej. Tego rodzaju wystawy to próba przekłamania historii. „Nasi chłopcy” bronili Polski i ginęli od niemieckich dział, a nie zakładali mundury Wermachtu czy SS - napisał na portalu X.

Szef MON reaguje na wystawę w Muzeum Gdańska
Głos zabrał też minister obrony narodowej Władysław Kosniak-Kamysz. Jak napisał szef MON: - Wystawa w Muzeum Gdańska „Nasi chłopcy” dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci. Nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny🇵🇱 przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach.
Jest oświadczenie Muzeum Gdańska ws. wystawy "Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy"
Oświadczenie dotyczące wystawy i jej tytułu opublikowało też na Facebooku Muzeum Gdańska. Jak napisano: - W związku z kontrowersjami wokół wystawy „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”, pragniemy wyrazić stanowczy sprzeciw wobec niesprawiedliwych i powierzchownych ocen pojawiających się w przestrzeni publicznej — często ze strony osób, które nie zapoznały się ani z samą ekspozycją, ani z jej kontekstem historycznym i edukacyjnym. Ubolewamy nad tym, że narracja wokół wystawy bywa wykorzystywana instrumentalnie dla doraźnych celów politycznych.
Jak podano wystawa została przygotowana we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie. - To efekt pracy zespołu historyków i muzealników, którzy od lat zajmują się dokumentowaniem złożonych losów mieszkańców Pomorza i innych ziem wcielonych do III Rzeszy. Celem wystawy jest pokazanie tragicznego losu ludzi, którzy po 1939 roku znaleźli się pod brutalnym przymusem – wpisani na Volkslistę, powoływani do Wehrmachtu pod groźbą represji wobec siebie i swoich rodzin.
W oświadczeniu Muzeum Gdańska odniosło się też do tytułu wystawy: - Tytuł „Nasi chłopcy” nie jest przypadkowy. Odwołuje się do luksemburskiego terminu „Ons Jongen”, używanego wobec rodaków przymusowo wcielanych do niemieckiej armii. W Polsce dotyczy to setek tysięcy osób – synów, braci i ojców z polskich rodzin, których społeczności lokalne nie postrzegały jako zdrajców, lecz jako swoich. Wystawa pokazuje ich dramatyczne wybory i dylematy, dalekie od łatwych, czarno-białych ocen.
Muzeum Gdańska wskazało także:
Nie gloryfikujemy Wehrmachtu. Pokazujemy cierpienie ludzi, którym odebrano wybór. Odmawianie im dziś polskości jest głęboko niesprawiedliwe i przypomina retorykę propagandy PRL-u, która przez dekady stygmatyzowała ofiary, a nie sprawców.Przypominamy: przymusowa germanizacja, wpisy na Volkslistę, wcielenia do armii niemieckiej — to działania okupanta. Wielu Pomorzan dezerterowało do Polskich Sił Zbrojnych, było skazywanych na śmierć, trafiało do obozów lub na front wschodni w charakterze represji (...).
"Super Express" skontaktował się z rzecznikiem Muzeum Gdańska, dr. Andrzejem Gierszewskim. Rzecznik zapytany o wystawę wyznał:
- To jest po części troszeczkę pokłosie tego, że mamy taką pamięć o drugiej wojnie światowej, w której jest miejsce tylko na biało-czarne schematy. To znaczy to jest ta narracja Kongresówki, narracja Generalnej Guberni, gdzie temat jakiejkolwiek "współpracy", i to jest słowo takie, które potraktujmy sobie w cudzysłowie, bo ono ma trochę szersze konotacje, jest z góry kolaboracją. Tymczasem na Pomorzu, na Śląsku, na terenach wcielonych do III Rzeszy, zaraz na początku wojny, ci ludzie nie mieli wyboru i przymusem byli kierowani do Wehrmachtów. To są nieraz osoby, które w czasie kampanii wrześniowej broniły Polski przed Niemcami, potem siłą przywdziały ten mundur, a na koniec II wojny światowej służyły w polskich siłach zbrojnych na zachodzie. Wiele kontrowersji budzi ten tytuł wystawy. To można postawić pytanie tak, czy ta ludność Pomorze i ta ludność, która miała tak skomplikowaną historię, jest gorsza, jest nie nasza, jak my powinniśmy o nich myśleć? Czy powinniśmy im odmawiać prawa do wspólnotowości? Więc ta wystawa przywraca troszeczkę i opowiada w bardzo rzetelny, w bardzo merytoryczny sposób za pomocą przykładów, jakie te losy tych Polaków były. A tu mówimy o grupie, którą się szacuje od 900 do 500 tysięcy osób. Co z nimi działo się po wojnie też? Jak oni się tego tematu wstydzili? Jak oni go chowali? I na przykład taką bardzo dobrą wizytówką jest też Tony Halik, który utrzymywał, że w trakcie wojny był pilotem RAF-u, służył w polskich siłach zbrojnych na zachodzie, a tak naprawdę służył w Wehrmachcie. On przywdział maskę, on zaczął się ukrywać. Na tej wystawie pokazujemy też wiele innych rzeczy. Pokazujemy jak ci Polacy z Wehrmachtu dezerterowali, jak nieraz szczęśliwie znajdowali możliwość służby w polskich siłach zbrojnych na zachodzie, a z drugiej strony ci, którym się nie udało, jak a czekało ich za to śmierć. Więc ta wystawa ani nikogo nie gloryfikuje, ona nikogo nie ocenia, ona pokazuje jaka ta historia była.