Monkton zostaje sam. Siada na łóżku, rozbiera się z wysiłkiem. Na jego twarzy maluje się wyraz beznadziejnego wyczerpania. Nie jest twardym politykiem, jest wykończonym starym człowiekiem. Taka jest cena kampanii wyborczej.
Podczas licznych kampanii przypominam sobie tę scenę. Pokazuje ona dosadnie, jak istotny w polityce jest czynnik, o którym właściwie nie myślimy. To kondycja fizyczna. Odporność na zmęczenie. W finałowej fazie kampanii prezydenckiej to właściwie czynnik decydujący, acz ukryty. Walczący o każdy głos kandydaci odbywają dziesiątki spotkań, wygłaszają setki przemówień, ściskają tysiące rąk. Wszędzie muszą promieniować energią i pewnością siebie. Od pewnego momentu pojedynek między nimi staje się wręcz atletyczny. Kto wytrzyma więcej? Kto strzeli więcej selfie? Kto zachowa jasność umysłu w nieludzkim zmęczeniu?
Obaj dochodzą do granicy ludzkiej wytrzymałości, którą muszą przekroczyć, jak sportowiec biegnący maraton. I nie mogą pozwolić sobie na załamanie, nie mogą jęknąć „już nie mogę” i zniknąć pod kołdrą na 12 godzin. Każda sekunda ich życia jest zaplanowana, a oni funkcjonują na granicy fizycznej zapaści.
Warto i w ten sposób popatrzeć na pojedynek Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego. To starcie atletów. Ciekawe, czy używają środków dopingujących?