Wieczór wyborczy jest na swój sposób ekumeniczny, bo nadal pozwala obu kandydatom wierzyć w wyborcze zwycięstwo i przedłuża nam wyborcze show przynajmniej o kilkanaście godzin. Ale jeśli wyniki okażą się równie wyrównane, bez wątpienia przegrany nie spocznie, póki nie złoży wszystkich możliwych protestów wyborczych, szukając głosów, które mogły umknąć przy ich podliczaniu przez komisje wyborcze. Bardzo długo zajmie nam więc ostateczne ustalenie, kto jest nową głową państwa i uznanie go przez wyborców przegranego kandydata. Emocje, które towarzyszyły wyborcom Dudy i Trzaskowskiego w kampanii tak szybko bowiem nie znikną. Kilka dni temu pisałem o tym, że czeka nas III tura tych wyborów i w niedzielny wieczór 12 lipca właśnie się zaczęła.
Wyborcza dogrywka minie nam w atmosferze ogromnych napięć politycznych i pogłębiania rowów, wykopanych w walce o każdy głos każdej Polki i Polaka, którzy mają prawo głosu. Wiele w tej kampanii padło gorzkich słów, wiele w niej było zagrań poniżej pasa i wiele takich rzeczy jeszcze przed nami. Stawka tych wyborów jest bowiem dla obu zwaśnionych obozów zbyt wysoka, żeby tak łatwo uznać zwycięstwo przeciwnika.
Zanim jednak zaczniemy snuć scenariusze, jak te wybory wpłyną na polską scenę polityczną, dla dobra państwa i wspólnoty politycznej musimy w cywilizowany sposób zakończyć proces wyboru prezydenta, którego uznają przegrani i który przegranych nie potraktuje jak Polaków drugiej kategorii. A to może być równie trudne, jak wskazanie zwycięzcy.