Goń z pomnika bolszewika!
10 marca 1948 r. stanął przed plutonem egzekucyjnym. W rzeczywistości w tył głowy strzelał metodą katyńską jeden morderca – Piotr Śmietański. Ten sam kat Mokotowa zamordował rtm. Pileckiego, czy mjr Dekutowskiego „Zaporę”. Tym razem tego mroźnego wieczoru na Rakowieckiej uśmiercił ks. Rudolfa Marszałka.
Ks. Marszałek, członek Sodalicji Mariańskiej, we wrześniu 1939 r. kapelan Armii Poznań, obrońca Warszawy, więzień niemieckich katowni (Pawiaka, Mauthausen), po wojnie związał się ze zgrupowaniem Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego, „Bartka”. Aresztowany 12 grudnia 1946 r., wskutek donosu agenta UB – Henryka Wendrowskiego (wcześniej oficer Okręgu Białystok AK), który doprowadził również do okrutnej śmierci kilkudziesięciu żołnierzy „Bartka”. Wendrowski został potem ambasadorem PRL w Danii, a zmarł w Warszawie w 1997 r. jako zasłużony, dobrze opłacany z naszych podatków emeryt.
Akt oskarżenia wobec ks. Marszałka zatwierdził wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP Adam Humer. Co takiego zrobił kapłan, że jego sprawą zajął się wysoki funkcjonariusz komunistycznej bezpieki? Komuniści bali się „Bartka” i jego ludzi, bo na Śląsku Cieszyńskim przeprowadził ok. 340 akcji zbrojnych. Nie mogli mu darować szczególnie zajęcia 3 maja 1946 r. Wisły, w której jego żołnierze przeprowadzili dwugodzinną defiladę, aby uczcić rocznicę polskiej konstytucji.
Po brutalnym śledztwie w katowickim UB, a potem na warszawskim Mokotowie ks. Marszałka oskarżono o szereg „zbrodni”, m.in. ujawnianie tajemnic państwowych i działalność wywiadowczą. Po strzale w tył głowy 10 maja 1948 r., prawdopodobnie jeszcze w nocy oprawcy wywieźli zwłoki księdza, aby je zakopać gdzieś w Warszawie. Prawdopodobnie na Służewie, gdzie – do wiosny tamtego roku – było pierwsze przed „Łączką” grzebalne pole więzienne.
Do dziś ks. Rudolf Marszałek nie ma w Polsce swojego pomnika. Podobnie zresztą, jak wielu innych bohaterów. Dobrze, że przynajmniej znikają pomniki wdzięczności Armii Czerwonej i komunistyczne ubeliski. Tak jak ten w Koszalinie, przedstawiający sowieckiego żołnierza z dzieckiem, „strącony przez wiatr”. Oby wiatr historii zdmuchnął inne relikty czerwonej okupacji, np. w Rzeszowie (Pomnik Czynu Rewolucyjnego), czy Olsztynie (słynne „Szubienice”), na których demontaż nie zgadzają się współcześni bolszewicy. A te wątpliwe pamiątki muszą zniknąć z prostego powodu: za wyzwolenie sowietom nie mamy co dziękować, bo… żadnego wyzwolenia nie było. Tak jak ruscy zniewolili Polskę w 1939 r. i od 1944 r., tak dziś zniewalają Ukrainę. Pod tymi samymi zakłamanymi sztandarami walki z faszyzmem. Wracamy z akcją: Goń z pomnika bolszewika!