Norine MacDonald: Wojna o rząd dusz może być jeszcze wygrana

2010-07-21 17:00

Międzynarodową konferencję w Kabulu i sytuację w Afganistanie komentuje i ocenia ekspert:Norine MacDonald z think tanku ICSD

"Super Express": - Czy wielka konferencja z udziałem przedstawicieli ponad 60 krajów oznacza jakiś nowy pomysł wspólnoty międzynarodowej na Afganistan? Czy to raczej próba uspokojenia własnych sumień?

Norine MacDonald: - Świat nie ma wyboru i taki pomysł musi znaleźć. Choć niewątpliwie w większości krajów jest społeczna presja na wycofanie się z Afganistanu, politycy muszą mieć świadomość, że opuszczając ten kraj, mogą stworzyć zagrożenie dla wielu innych, w tym postsowieckich krajów Azji Środkowej. Ale także dla własnych społeczeństw. Po zamachach z 11 września stało się jasne, że bezpieczeństwa nie można zagwarantować wyłącznie we własnych granicach, bez zwracania uwagi na tereny przez lata zaniedbywane, jak Afganistan czy Somalia. Po wycofaniu się Sowietów z Afganistanu w 1989 roku talibowie mogli bez problemów rosnąć w siłę i wchodzić w konszachty z organizacjami takimi jak al Kaida.

- Czy to, co zaprezentowali dotychczas politycy, można uznać za taki pomysł?

- Politycy podkreślać będą oczywiście, że najważniejsze jest stworzenie stabilnego rządu i silnej armii Afganistanu. Trzeba jednak podkreślić, że to nie wystarczy. Potrzebne jest też zaufanie i przychylne nastawienie miejscowych. Do niedawna mogliśmy liczyć na miejscowe władze. Teraz prezydent Karzaj obawia się natychmiastowego wycofania państw zachodnich i już tak bardzo im nie ufa. Właśnie z tego powodu szuka pomysłów na porozumienia z Pakistanem, Iranem czy Chinami. Największym problemem jest jednak przepaść, która dzieli utożsamiane z Zachodem siły międzynarodowe i miejscowe społeczeństwo.

- Mówi pani o przepaści. Wiem, że jako jedni z nielicznych prowadziliście badania na miejscu…

- W czerwcu badaliśmy nastroje w prowincjach Kandahar i Helmand, które uznawane są za serce rebelii talibów. Niestety, aż 75 procent mieszkańców tych terenów jest przekonanych, że obcokrajowcy nie szanują ich tradycji i religii. Ponad 70 uważa współpracę z siłami międzynarodowymi za coś złego, a akcje wojsk za szkodzące lokalnej społeczności. 68 procent jest przekonanych, że siły NATO nie chronią ich, a 80 procent wierzy w powrót al Kaidy i talibów do władzy, zaś ponad połowa uważa, że wszyscy obcy są w Afganistanie wyłącznie dla swojego własnego interesu po to, by zniszczyć bądź okupować ten kraj lub szkodzić islamowi.

- Jak na dziewięć lat obecności Zachodu w Afganistanie to dość kiepska recenzja…

- Są jednak światełka w tunelu, na których można budować nadzieje na przyszłość. Aż 72 procent miejscowych zdecydowanie deklaruje, że przyszłość swoich dzieci widziałoby jednak pod rządami wybieranymi w wyborach, a nie pod władzą talibów. Ponad połowa jest też przekonana, że pomimo trudności NATO jednak wygrywa wojnę z talibami. Niemal połowa uważa też, że demokracja jest dla nich czymś istotnym. I to pomimo problemów i oskarżeń o fałszerstwo w ostatnich wyborach. Ciekawe jest to, że szybko wzrasta też stopień identyfikacji narodowej. Choć wciąż widzą siebie przede wszystkim jako muzułmanów, a nie Afgańczyków. Okazuje się jednak, że ta wojna o "rząd dusz", pomimo wszystkich błędów, nie została jeszcze w Afganistanie przegrana. Do tego potrzeba jednak zerwać z postrzeganiem Zachodu wyłącznie przez pryzmat działań wojennych i przekonać miejscowych, że z kontaktów ze społecznością międzynarodową mogą odnieść więcej korzyści niż z rządów Talibanu.

Norine MacDonald

Szefowa i założycielka International Council on Security and Development - think tanku specjalizującego się w konfliktach