Putin

i

Autor: shutterstock

Armia Putina jest w rozsypce? Ekspertka ostrzega: Nie można jej lekceważyć

2022-03-21 5:25

Wojna na Ukrainie, wbrew nadziejom Putin, nie okazała się dla Rosji pasmem szybkich zwycięstw. Wprost przeciwnie, ukraińska armia skutecznie broni kraju przez najazdem rosyjskiej machiny wojennej. Jak ostrzega jednak Anna Maria Dyner, ekspertka ds. polityki bezpieczeństwa Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, rosyjskiej armii nie można lekceważyć, mimo że na Ukrainie efekty jej działań są raczej opłakane.

Wojna na Ukrainie pokazuje, że zwłaszcza w okolicach Kijowa i na wschodzie kraju, działania rosyjskiej armii są wyraźnie nie przygotowane – uważa Anna Maria Dyner. Zdaniem ekspertki, „o ile działania na południu i południowym wschodzie Ukrainy są prowadzone w miarę zgodnie ze sztuką wojenną i tam Rosjanie realizują swoje cele, to już na innych kierunkach natarcia – zwłaszcza na północy i północnym wschodzie – wygląda to już wszystko jak wielka improwizacja”. Z czego mogą wynika te problemy i czy potęga armii Putina jest po prostu zwykłą propagandą?

„Super Express”: – Na początku stycznia rozmawialiśmy o możliwości rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wskazywała wtedy pani wiele racjonalnych powodów, które powinny powstrzymać Putina: siłę ukraińskiej armii, jedność ukraińskiego społeczeństwa, spodziewaną reakcję Zachodu, możliwość powtórki w Ukrainie Afganistanu i politycznych problemów reżimu. Putin zignorował te okoliczności i one dziś obracają się przeciwko niemu. Nie wiedział, co go czeka?

Anna Maria Dyner: – Myślę, że na podjęcie decyzji o inwazji na Ukrainę, którą wtedy ocenialiśmy na 20 proc., miało wpływ wiele czynników. Otoczenie Putina, przynajmniej częściowo, musiało sobie zdawać sprawę z ryzyk, z którymi Rosja może się w Ukrainie zetknąć. To, co w tej inwazji zadziwia najbardziej, to fakt, że poza propagandowymi ogólnikami o „denazyfikacji”, „demilitaryzacji” i „neutralności” Ukrainy Rosja przystąpiła do tej wojny bez jasno określonych celów politycznych. To się szybko zaczęło przekładać na to, co dzieje się na polu walki, na porażki części działań wojsk Federacji Rosyjskiej. I to się będzie prawdopodobnie przekładało na bardzo duże porażki Rosji w wymiarze gospodarczym oraz wizerunku tego kraju na świecie.

– Porażki wojskowe zadziwiają najbardziej. Nie brakowało przecież głosów na Zachodzie, że rosyjska armia szybko upora się z ukraińskim oporem. To się nie wydarzyło.

– Analitycy wojskowi są zgodni, że o ile działania na południu i południowym wschodzie Ukrainy są prowadzone w miarę zgodnie ze sztuką wojenną i tam Rosjanie realizują swoje cele, to już na innych kierunkach natarcia – zwłaszcza na północy i północnym wschodzie – wygląda to już wszystko jak wielka improwizacja.

Można odnieść wrażenie, że operacja wokół Kijowa, prowadzona z kierunku białoruskiego i natarcia od strony Sum, została w ostatniej chwili dopisana do całego planu działań. Nie tylko z wojskowego punktu widzenia jest ona prowadzona po prostu źle, ale też w pierwszym rzucie wprowadzono tam jednostki Wschodniego Okręgu Wojskowego. To siły, które nie są wypoczęte. Od początku stycznia były ciągle albo w podróży, albo prowadziły zimowe ćwiczenia

– Z czego to się bierze?

– To, co dzieje się zwłaszcza na południowym wschodzie, gdzie do realizacji rosyjskich celów brakuje zdobycia broniącego się ciągle – kiedy rozmawiamy w piątek – Mariupola, może wynikać z tego, że jest to realizacja planów jeszcze z 2014 r. Już wtedy Rosja próbowała wywalczyć połączenie lądowe wzdłuż wybrzeża Morza Azowskiego między anektowanym Krymem a okupowanym Donbasem. Kiedy jednak spojrzymy na to, jak rosyjska armia działa choćby w okolicach Kijowa, można przecierać oczy ze zdumienia.

– Co panią dziwi najbardziej?

– Sposób, w jaki tam są prowadzone działania zbrojne, urąga zdrowemu rozsądkowi. Można odnieść wręcz wrażenie, że operacja wokół Kijowa, prowadzona z kierunku białoruskiego i natarcia od strony Sum, została w ostatniej chwili dopisana do całego planu działań. Nie tylko z wojskowego punktu widzenia jest ona prowadzona po prostu źle, ale też w pierwszym rzucie wprowadzono tam jednostki Wschodniego Okręgu Wojskowego. To siły, które nie są wypoczęte. Od początku stycznia były ciągle albo w podróży, albo prowadziły zimowe ćwiczenia – zawsze trudne dla sił zbrojnych każdego państwa. Ćwiczenia się skończyły, żołnierze mieli wyjeżdżać już do domu, ale zostali skierowani na front ukraiński. Wiele wskazuje, że wydarzyło się to w wyniku emocjonalnej decyzji Kremla.

Rosjanie wyraźnie nie docenili reform w ukraińskiej armii oraz determinacji społecznej. Kreml najwyraźniej uznał, że rosyjskojęzyczni Ukraińcy oraz etniczni Rosjanie mieszkający w Ukrainie są zasobem Rosji. Nic bardziej mylnego

– Nie było w tym racjonalnych kalkulacji i wojnę wywołano pod wpływem chwili?

– Różne źródła wskazują, że w rosyjskiej armii nie brakowało głosów opowiadających się przeciwko wojnie. Zwróćmy też uwagę, jak do 24 lutego – czyli dnia inwazji – działała kremlowska propaganda. Była skupiona na tym, by uzasadnić uznanie niepodległości tzw. separatystycznych republik w Donbasie i ewentualnie zajęcia dalszych terytoriów w obwodzie donieckim i ługańskim. Nie zajmowała się szukaniem usprawiedliwienia dla pełnowymiarowej wojny przeciwko Ukrainie. To się pojawiło dopiero po wybuchu wojny i na początku nie obyło się bez problemów i zgrzytów. Dopiero teraz propaganda zaczyna w tym wymiarze działać sprawnie.

– Propaganda się dociera, ale ani Ukraina, ani Zachód nie działają tak, jak się Kreml tego spodziewał.

– Rosjanie wyraźnie nie docenili reform w ukraińskiej armii oraz determinacji społecznej. Kreml najwyraźniej uznał, że rosyjskojęzyczni Ukraińcy oraz etniczni Rosjanie mieszkający w Ukrainie są zasobem Rosji. Nic bardziej mylnego. Podobnie w kwestii reakcji Zachodu. Na Kremlu być może wydawało się, że będzie podobnie jak w zeszłym roku, kiedy szantaż przeciwko Ukrainie doprowadził do szczytu Biden–Putin i administracja amerykańska zrezygnowała z sankcji na Nord Stream 2. Albo że będzie podobnie jak w 2014 r., kiedy na aneksję Krymu i okupację Donbasu Zachód zareagował raczej symbolicznymi sankcjami. Oczywiście, pojawia się pytanie, czy ryzyko ze strony Ukrainy i Zachodu zostało po prostu przez rosyjskie kierownictwo zignorowane, czy może te informacje nie dotarły do Władimira Putina i jego najbliższego kręgu, którzy decyzję o wybuchu wojny podejmowali.

Nie wierzyłabym w to, że rosyjska armia jest słabeuszem. To bardzo niebezpieczne myślenie także dla nas, zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Pewnego dnia możemy bowiem znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej znajduje się dziś Rosja w Ukrainie – zupełnego niedocenienia siły przeciwnika

– W ogóle ciekawe jest to, na co uwagę zwracał rosyjski analityk Aleksandr Gabujew – Rosja ani w 2014 r., ani w tym roku nie ma odpowiedniego rozeznania w sprawach ukraińskich. Ukraina nie jest traktowana przez Rosję jako „inny” i nie ma wokół Kremla analityków znających język i kulturę tego kraju na tyle, by przedstawić prawdziwy obraz sytuacji.

– To jest problem Rosji, że Ukraina w ostatnich latach była rysowana w bardzo krzywym zwierciadle. Jeśli spojrzymy choćby na doniesienia z największych rosyjskich mediów, to uwypuklano jedynie problemy i afery. Pokazywano Ukrainę jako przedziwne państwo, które chodzi na pasku Zachodu, nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować i w zasadzie to częściowo byt upadły. Wygląda na to, że kierownictwo polityczne samo uwierzyło w ten karykaturalny propagandowy obraz Ukrainy. Uznało go za obraz prawdziwy.

– Rosja uwierzyła też w siłę własnej armii, która – jak wspomnieliśmy – nie bardzo sobie potrafi w Ukrainie poradzić? Może i my na Zachodzie uwierzyliśmy, że wojska rosyjskie są wielkim zagrożeniem, a dopiero Ukraińcy i ich skuteczna obrona obnażyły całą nędzę sił zbrojnych Rosji?

– Nie wierzyłabym w to, że rosyjska armia jest słabeuszem. To bardzo niebezpieczne myślenie także dla nas, zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Pewnego dnia możemy bowiem znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej znajduje się dziś Rosja w Ukrainie – zupełnego niedocenienia siły przeciwnika. Nie jest tak, jak mówią niektórzy, że prowadzona od lat modernizacja rosyjskiej armii jest kompletnie nieudana. Raczej zastanawiałabym się na tym, co się stało, że ta rosyjska machina wojenna, która była coraz lepszej jakości, nie została z punktu widzenia Rosji właściwie wykorzystana. Moim zdaniem ważnym czynnikiem są tu decyzje polityczne.

Obawiam się, że brak możliwości przełamania frontu i pata politycznego może skłaniać Rosję do radykalnych działań. Taką radykalną decyzją byłaby jeszcze większa intensyfikacja ostrzałów rakietowych, artyleryjskich i lotniczych, powodujących ogromne ofiary cywilne i zniszczenia infrastruktury cywilnej, a w skrajnym wypadku nawet użycie broni biologicznej

– W jakim sensie?

– Cześć rosyjskich analityków wskazywała, że jeśli na początku wojny padł rozkaz, by oszczędzać ludność cywilną, to rosyjskie siły zbrojne na samym początku działań zbrojnych – czyli kluczowym okresie – miały związane ręce. Nie zdobywając miast, nie zdobywa się władzy w danym państwie. Jeśli popatrzymy na działania Rosji w Syrii, to tam duże zaangażowanie Floty Kaspijskiej, Floty Czarnomorskiej, Sił Powietrznych i Kosmicznych, arsenału rakietowego szybko przyniosło efekty militarne. W Syrii jednak Rosjanie w zasadzie od początku w ogóle nie przejmowali się losem ludności cywilnej. Możemy sobie wyobrazić poważny desant w Kijowie i kilku innych ważnych miastach Ukrainy z dużą osłoną powietrzną, użyciem bombowców i myśliwców szturmowych, destrukcją tkanki miejskiej. Wydaje się, że to bardzo szybko przyniosłoby efekt militarny. Pytanie, czy Putin chciałby podejmować defiladę zwycięstwa w zrównanym z ziemią centrum Kijowa. Wyraźnie tego na początku wojny nie chciał. Stąd siła rosyjskiej armii, która szybko mogła przeważyć losy wojny, nie została w pełni wykorzystana. Dlatego byłabym bardzo ostrożna w niskiej ocenie wojsk rosyjskich. Gdyby operacja wojskowa była prowadzona inaczej, zapewne nie wyglądałaby ona tak opłakanie.

– A jak wygląda potencjał ukraińskiej armii? Mają siły, by przełamać pewien pat na froncie i skutecznie przejść do kontrataku i wyprzeć Rosję z Ukrainy?

– Obawiam się, że z ukraińską kontrofensywą może być problem. Na razie Ukraina skupiła się na obronie swojego terytorium, co przecież prowadzi do ponoszenia strat zarówno w sprzęcie, jak i w ludziach. Ukraina mimo wszystko ma mniejsze możliwości odtwarzania tego potencjału niż Rosja. W przypadku Rosji, owszem, kuleje logistyka, a zasoby nie są nieprzebrane, ale nadal są znacząco większe niż Ukrainy – państwa jednak terytorialnie i ludnościowo dużo mniejszego niż Rosja. W przypadku Ukrainy straty są więc dużo trudniejsze do odtworzenia. Oczywiście, nie jest tak, że Ukraina nie podejmuje udanych działań kontrofensywnych, ale biorąc pod uwagę, jak w niektórych miejscach obie strony się nieomal „okopały” i w przynajmniej kilku miejscach de facto mamy do czynienia z wojną pozycyjną.

– Wspomnieliśmy, że na początku wojny Rosja próbowała jeszcze oszczędzać ludność cywilną, ale bardzo szybko przeszła do polityki zbrodni wojennych i wojny totalnej przeciwko zwykłym Ukraińcom. Ta wojna może tak wyglądać jeszcze długo?

– Trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, bo to kwestia tego, co ma dziś w głowie Władimir Putin. Obawiam się, że brak możliwości przełamania frontu i pata politycznego może skłaniać Rosję do radykalnych działań. Taką radykalną decyzją byłaby jeszcze większa intensyfikacja ostrzałów rakietowych, artyleryjskich i lotniczych, powodujących ogromne ofiary cywilne i zniszczenia infrastruktury cywilnej, a w skrajnym wypadku nawet użycie broni biologicznej (nie bez powodu rosyjska propaganda mówi o odnalezionych ukraińskich laboratoriach, w których za pieniądze USA miały być prowadzone badania m.in. nad wirusami) czy chemicznej. To miałoby wymusić ustępstwa władz ukraińskich. Czy taka decyzja zostanie podjęta? Naprawdę trudno dziś spekulować, biorąc pod uwagę to, co już wspomnieliśmy na początku – Władimir Putin niekoniecznie podejmuje decyzje, kierując się racjonalnymi przesłankami.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Gen. Koziej: Putin nie jest wariatem. Mówi też, jak go pokonać