To słowa ojca myśli politycznej III RPRL Wojciecha Jaruzelskiego, a zarazem duchowego patrona, przodownika w pracy i wyszkoleniu bojowym obecnej kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego.
Ten poruszający w swojej wymowie cytat pochodzi z przemówienia z trzynastego grudnia 1981 roku, w którym Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Stan ten trwa do dzisiaj dzięki wysiłkowi polskich patriotów, takich jak Bronisław Jaruzelski i Wojciech Komorowski.
Obecnie, kiedy nie ma już Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i PZPR, bezlitosną walkę o pokój społeczny dzielnie kontynuuje PO.
A wojna trwa, o czym w Łazienkach Królewskich, na spotkaniu komitetu popierającego kandydata na prezydenta Komorowskiego, przypomniał Wojciech Wajda. Wojna o pokój będzie trwała tak długo, aż kamień na kamieniu nie pozostanie.
Komorowski naznaczony charyzmą przez generała Jaruzelskiego zasypuje podziały i tępi konflikty. Niestety, zanim osiągniemy wymarzony pokój społeczny PO musi dorżnąć watahę wichrzycieli udających demokratyczną opozycję. Jak widać, myśl polityczna PO oparta na doktrynie zgody narodowej wyrosła z żyznej gleby PRL.
Nie ma zgody na tolerowanie wrogów zgody. Tej atmosferze dyktatury zgody narodowej uległ niestety Jarosław Kaczyński, znany wichrzyciel i przeciwnik frontu jedności narodu. On także chce zakończyć wojnę polsko-polską, jakby to był największy problem współczesnych Polaków.
Niekiedy wydaje się, że kandydaci na prezydenta lansują jakiś postpeerelowski poltical fiction pod hasłem "miłość i zgoda domu ozdoba".
Traktują nas, wyborców, jak zidiociałych pensjonariuszy domu opieki. W demokracji, tak jak w gospodarce rynkowej, niezgoda buduje, a zgoda monopolizuje, co jest największym zagrożeniem dla rynku towarów i usług politycznych. Partie i ich kandydaci konkurują ze sobą, będąc w nieustannym konflikcie. Będzie to trwało tak długo, aż nie zdecydujemy się na jedną partie, jedną fabrykę butów lub samochodów i jednego kandydata na prezydenta, jak w 1989 roku, kiedy bezkonkurencyjne zwycięstwo odniósł patron Wojciecha Komorowskiego.
Premier wraz z całą kamarylą popierającą Platformę stwarza wrażenie, że i dzisiaj nie mamy alternatywy wobec wyboru Komorowskiego.
Straszy się nas, że albo wybierzemy Wojciecha Komorowskiego i zapanuje ogólnonarodowa miłość i zgoda, albo czeka nas konflikt, kryzys grecki, a Kaczyński podpali kraj jak orzekł Cimoszewicz. Tylko Wojciech Komorowski może uratować Polskę przed zagładą. To oczywiście propaganda z czasów stanu wojennego oparta na przekonaniu, że wyborcy są głupsi niż politycy.
Tyle razy już nasze tzw. elity polityczne sparzyły się na takim myśleniu. Kiedy jednak od trzech lat Platforma ma około pięćdziesięcioprocentowe poparcie, to rozum zasypia i budzą się upiory Polski Ludowej. Cała nadzieja, że Kaczyński się nie zmienił i jako przyszły prezydent będzie w konflikcie z zapyziałą Platformą dla dobra demokracji. Boski Donald będzie miał usprawiedliwienie dla nieróbstwa swego rządu paraliżowanego nieustannie przez wrogiego prezydenta.
Pojednanie narodowe potrzebne jest tylko w czasie wojny, ewentualnie w czasie klęski żywiołowej. Rząd jednak zdecydował, że w Polsce nie ma klęski żywiołowej. Podobno pracuje także nad odwołaniem epidemii chorób, mrozów w zimie i głupoty w polityce. Po przegranych wyborach prezydenckich sejmową komisją Państwo Nieprzyjazne Głupocie pokieruje Wojciech Komorowski, człowiek, który głupotę zna jak żaden Palikot.
Wszystko wszystkim zaczyna się kręcić w głowach w tej absurdalnej kampanii wyborczej. Sprawcą tego jest sam kandydat Komorowski, którego wtopy zabełtały wszystkim błękit w głowie. To on, zastępcę sekretarza generalnego ONZ Marka Belkę, przepchnął na szefa NBP i nie skonsultował tego z Jennifer Lopez, znajomą Belki.
Oszołomiony tym sukcesem, w porozumieniu z premierem, Komorowski pod koniec ubiegłego tygodnia zdecydował o wyjściu z NATO. Im bliżej wyborów, tym bardziej ciemnieją szkła okularów Wojciecha Komorowskiego.