Włodzimierz Szaranowicz komentował aż 19 Igrzysk Olimpijskich, dziesiątki lekkoatletycznych mistrzostw świata i Europy, pucharów świata i mistrzostw świata w skokach narciarskich. To jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów polskiej telewizji. Niestety – jak przyznaje – od 2015 roku zdrowie zaczęło mu płatać figle.
- Po 43 latach pracy trzeba się zachować racjonalnie… Nie ma co przeciągać i pozostać w pamięci widzów nieco gorszym niż mogło się być i było. Więc to jest decyzja ze wszech miar przemyślana i nieodwołalna – mówi Szaranowicz i zapewnia, że w chorobie stara się utrzymać dobrą kondycję. - Jestem w dobrej formie. Ale tam, gdzie pojawia się stres – w dużo gorszej (…) nie chcę tego traktować jako walki. Przychodzi wiek, w którym trudno być całkowicie zdrowym, więc muszę się z tym najnormalniej oswoić, pogodzić i żyć normalnie – mówi Szaranowicz i przyznaje, że o chorobie stara się nie myśleć. - Oczywiście pierwszą reakcją było przeczytanie takiego podręcznika, który wydał Kuba Sienkiewicz. On jest lekarzem neurologiem, oprócz tego, że jest znakomitym piosenkarzem i poetą. Teraz nie chcę wiedzieć, jak się to będzie rozwijało – mówi Jerzemu Chromikowi, z którym pracuje nad swoją biografią.
Najbardziej dokuczliwe dla Szaranowicza jest to, że z powodu choroby musiał zrezygnować z uprawiania sportu, dzięki któremu odreagowywał stres.
- Ciało dało sygnał, ze trzeba zwolnić. Pozostały mi spacery z kijkami - opowiada „SE”.
Widzów zapewnia, że zostawia godnych następców.
- W tym zawodzie trzeba działać na 120 proc. albo w ogóle. Nie ma powodu, żebym zabierał czas antenowy kolegom, którzy są świetnie przygotowani do tego, żeby mnie zastąpić i żeby pociągnąć mój wózek… - mówi i dodaje, że pożegnanie z zawodem nie będzie łatwe. - Dziennikarstwo to narkotyk, ale nie można żyć samą adrenaliną. Trzeba też trochę spokojniej. Przyszedł czas na to, żeby wyrównać zaniedbania. Na przykład w tych sprawach, kiedy nie miałem czasu dla rodziny i bliskich. Chciałbym jeszcze te moje ostatnie lata przeżyć szczęśliwie, w rodzinnym gronie... - podsumowuje.