"Super Express": - Tygodnik "Wprost" poinformował, że współpracował pan jako ekspert zarówno z PiS, jak i Ruchem Palikota, pisząc dla nich projekty ustaw. Udało się panu połączyć partie Kaczyńskiego i Palikota, które teoretycznie różni niemal wszystko?
Prof. Witold Modzelewski: - Trudno mi oceniać wypowiedzi polityczne opozycji, gdyż nie ukrywam, że aż tak bardzo ich nie śledzę...
- Śledzi pan na tyle, że wie, iż Palikot zbudował swoje ugrupowanie głównie na, powiedzmy, niechęci do Kaczyńskiego...
- W sferze gospodarczej, a dokładnie finansowej, bo to moja broszka, opozycja wcale nie musi być odległa od siebie. Nawet jeżeli różni się werbalnie jako prawica i lewica. Problemy mamy wspólne. Polegają na tym, że gwałtownie załamują się dochody budżetowe. Mamy, oględnie mówiąc, nienowoczesny sposób ochrony interesu finansowego naszego państwa. Powiedziałbym nawet, że w ogóle go nie chronimy. Mamy też archaiczne ustawy sprzed 20 lat, setki razy nowelizowane. Czy jest się prawicowcem, czy lewicowcem postrzega się to podobnie.
- Nie było różnic?
- Te zamówienia nie do końca były tożsame. PiS jako prawicę interesowały raczej sprawy podatków, jak VAT. Ruch Palikota bardziej interesował nadzór nad rynkami finansowymi. Pewna spójność jednak była. W sprawach technicznych, jak tematyka finansów publicznych, prawica nie jest daleko od prawicy.
- Przeczytałem ten Narodowy program zatrudnienia prezentowany przez prezesa Kaczyńskiego, którego jest pan współautorem...
- I zobaczył pan, że nie tylko PiS mógłby się pod nim podpisać!
- Tak. Trochę jak z niedawnym wywiadem Roberta Mazurka z posłanką Platformy Ligią Krajewską. Coś jest machinalnie krytykowane dlatego, że mówi to Tusk albo Kaczyński, ale jakby włożyć to w usta innej osoby, to jest godne zastanowienia. Reakcja psa Pawłowa.
- To pierwszy tego rodzaju program w Polsce, gdyż u nas nikt nie chce pokusić się o wizję pracy na 10 lat. Ten program jest bliski moim poglądom, a idea jego powstania zaczęła się od tekstu, który opublikowałem w "Naszym Dzienniku". Dlaczego tam? Dlatego, że inni nie byli zainteresowani, tylko pletli, że niewidzialna ręka rynku rozwiąże problem. Już to widzę, zwłaszcza w Wyszkowie czy postpegeerowskich wsiach! I reakcja Pawłowa była. Premier Tusk, słysząc ten program, powiedział, że co prawda z niego trzeba wycisnąć, co się da, ale jednak odrzucić.
- Coś jednak chciał wyciskać?
- Dobrze, że choćby to! Jest to jednak jakiś uwiąd naszego życia publicznego, że nie umiemy usiąść wspólnie do rozwiązywania najważniejszych spraw. PSL powiedział, że jako partia jest za, ale jako klub parlamentarny są przeciw ze względów politycznych. Nie chcę powiedzieć, że to już schizofrenia, ale jesteśmy na granicy.
- Ktoś z PiS albo Ruchu Palikota miał panu za złe, że doradza także innym?
- Po pierwsze, nie personalizujmy - to nie jest tylko moja praca, ale praca wielu głów i rąk. Ja to jakoś symbolizuję. Po drugie, nie mieli pretensji. Po trzecie, mamy jako instytut wielu zleceniodawców, choć nie wszyscy, jak PiS czy Ruch Palikota to głośno przyznają.
- Mam dziwne przeczucie, że minister Rostowski i Platforma jednak do pana się nie zgłaszali.
- Widocznie w ich świecie, świecie prostych recept jak podatek liniowy, zapewne nie ma przestrzeni dla roboty o charakterze podstawowym. Cieszę się jednak, że nawet odrzuconymi projektami przyczyniamy się do pogłębienia debaty publicznej.
Prof. Witold Modzelewski
Ekonomista, szef Instytutu Studiów Podatkowych