Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Toga i kominiarka

2017-02-09 3:00

Mój świętej pamięci dziadek był przez lata biegłym sądowym w skomplikowanych sprawach związanych z finansami. PRL-u nie lubił i jako ustrój wspominał go źle, jako zbrodniczy, także za sprawą komunistycznych sądów. Nie cenił też postkomunizmu. Po 1989 roku głosował na Jana Olszewskiego i innych polityków o nader prolustracyjnym nastawieniu.

Ale kiedy pewnego razu opowiedziano mu o jakiejś dużej korupcji w sądzie, nie uwierzył. Łapówka? Mogli ją brać politycy, milicjanci albo policjanci. Skorumpowany mógł być celnik, urzędnik magistratu. Mógł mieć lepkie ręce jakiś burmistrz, sekretarz, nawet może adwokat. Ale żeby sędzia? Żeby sędzia w wolnej Polsce wydawał stronnicze wyroki za pieniądze? To by przecież nasz świat podkopało u samych podstaw. To po prostu nieprawdopodobne. Przecież to taki zawód, taki etos i prestiż, odpowiedzialność i misja. Ba, gorzej, taki sędzia byłby niepoważny!

A co dopiero, gdyby dziadkowi opowiedzieć, że w kilka lat po jego śmierci zaczną wychodzić rozmaite ponure historie dotyczące sądów wyższych instancji. Że poważne zarzuty będą dotyczyły sędziów Sądu Najwyższego, ale oczywiście okażą się oni nie do ruszenia. Że gangsterzy będą otrzymywać wielusettysięczne odszkodowania od państwa, prezesi sądów będą gotowi układać terminy rozpraw pod zachcianki premiera, szef międzynarodowej mafii zostanie wypuszczony w kilka godzin po zatrzymaniu. Że w ćwierć wieku po upadku komuny niejaki Łączewski i niejaki Tuleya będą poprzez sąd realizować swoje lub swoich mocodawców misje polityczne, bo przynajmniej ja uważam, że tak robili. Że policjantom, którzy łapią złodziei, będą zasądzać kilkuletnie wyroki, a tych złapanych nie tylko nie karać, ale i moralnie rozgrzeszać. Bardzo mi przykro, ale ja tak widzę dzisiejsze polskie sądownictwo. Nie całe. Może nawet nie w większości. Ale w tak dużej, zgranej części, by sterroryzować resztę.

Bardzo szanowałem dziadka i jego poglądy, dlatego kiedy słyszę biadolenie sędziwego sędziego Adama Strzembosza, to próbuję go zrozumieć w jego naiwności. Rozumiem nawet jego skrajną naiwność sprzed 20 lat, kiedy mawiał, że środowiska sędziowskiego nie trzeba lustrować, bo się samo zlustruje. Tacy to porządni ludzie. Rozumiem tę naiwność, ale zdecydowanie jej nie podzielam. Zresztą wątpię, by i dziadek, gdyby dożył afery reprywatyzacyjnej, w której sędziowie uznawali pełnomocnictwa osób mających mieć rzekomo po 125 lat, nadal pokładałby wiarę w polski wymiar sprawiedliwości. Tym bardziej współczuję tym, którzy muszą do takich sądów iść po wyrok, bo przecież nie po sprawiedliwość.

Zobacz: Joanna Kluzik-Rostkowska: Bartłomiej Misiewicz ważniejszy od prezesa PiS