Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Prezydencie Komorowski, niech Pan nie bije

2014-12-03 14:31

„Twój dziad był robolem, ojciec był robolem, więc ty będziesz inżynierem” - mawiał ojciec do syna, tłukąc go pasem za tróję z matematyki, w opowiadaniu, które ćwierć wieku temu czytałem w „Młodym Techniku”. Czasy się zmieniły i rodzice inne rzeczy chcieliby pociechom wybić z głowy, oczywiście już nie zakazanym pasem, a wysublimowanymi torturami psychologicznymi zaczerpniętymi z kolorowych magazynów i telewizji śniadaniowych.

Ale jedno się nie zmienia. Jest taka grupa rodziców, która chce, by dzieci absolutnie nie powieliły ich błędów młodości, albo tego, co oni uważają za błędy. Znajoma, dziś poważna pani dyrektor i matka rodziny, której jakoś nie mogę zapomnieć z jej bardzo rozrywkowego trybu życia pod koniec lat 90. swoim dzieciom każe chodzić w mundurkach do elitarnej szkoły o zaostrzonym rygorze. W ramach rozrywki maluchy uczą się francuskiego, pianina i innych niepotrzebnych rzeczy. Kolega, który już jako dziecko jeździł na motorze WSK, uciekał z domu, a większości studiów nie jest zapewne odtworzyć w swojej pamięci, dziś nie ma w domu telewizora, by nie rozpraszał on i nie zakłócał harmonii, w której wychowuje synów. Tak bywa. Pierdoły chcą z synów zrobić twardzieli. Tęższe babki zamęczają córki na siłę czyniąc z nich baletnice, a dresiarze wbijają malców w małe smokingi i uczą jedzenia żabich udek odpowiednimi sztućcami, by nabyły odpowiedniej kultury.

Jak się okazuje, zjawisko to nie omija także naszego prezydenta. Swoje dzieci jak wiadomo Bronisław Komorowski trzymał z daleka od polityki. Ale i jako ojciec narodu pan prezydent nie chce by dzisiejsi młodzi powielali jego zachowania. No bo jak wytłumaczyć to, że co i rusz wykazuje on jakieś zamordystyczne skłonności. A to zgadza się na utrudnianie ludziom dostępu do wiedzy o tym co robią urzędnicy. A to chce ograniczać możliwości organizowania manifestacji. A to domaga się sądzenia jakiś demonstrantów. A to mówi, że czyjaś wypowiedź to podpalanie Polski.
Przecież nasz wspólny ojciec wie na pewno, bo czegóż on nie wie, że to właśnie prawo do demonstracji, w tym przede wszystkim manifestowania niezadowolenia, to w krajach zachodnich jedna z podstaw demokracji. Że wolność słowa, także do wyrażania opinii niesprawiedliwych czy przesadnych, jest równie ważna. Że nie ma tam poważnych polityków, którzy tę wolność śmieliby podważać. Cóż się więc panu prezydentowi stało? Łukaszenko mu się rzucił na głowę? W Putina się bawi? To niemożliwe. W końcu to taki sympatyczny facet.

Wyjaśnienie jest jedno. W latach 70. Bronisław Komorowski znany był w kręgach warszawskiej opozycji właśnie z organizowania demonstracji, marszy w święta patriotyczne, protestów. Pan prezydent trochę tego widać dziś żałuje. - A może było iść do młodzieży socjalistycznej zamiast do opozycji i od młodego kręcić kasę razem z Aleksandrem Kwaśniewskim? - być może myśli sobie czasem. No i zapewne właśnie dlatego nie chce byśmy my dziś demonstrowali. Tyle, że te wszystkie starania rodziców, by dzieci były inne niż oni, mają pewną słabość. Z reguły kończą się tak, że dzieci robią dokładnie odwrotnie, czyli tak samo jak robili za młodu rodzice.