To całkiem sporo w czasach, kiedy spory polityczne czy publicystyczne skłaniają ludzi do szukania nieusuwalnych zwyrodnień w podświadomości swoich przeciwników albo porównywania ich do masowych zbrodniarzy. To naprawdę coraz rzadsze, móc z kimś po prostu wymienić w koleżeński sposób różne poglądy.
Nie zmienia to wszystko faktu, że z byłym przybocznym kolejnych szefów SLD i działaczem tej partii w niczym się niemal nie zgadzałem. Aż do teraz. Młodszego ode mnie o rok Kalitę dosięgła choroba przez duże C. Szczerze mówiąc, nie wiem, na czym dokładnie polega wielopostaciowy glejak, ale brzmi to makabrycznie. W cierpieniu może mu ulżyć (a nie go wyleczyć, jak piszą czasem media) olejek z marihuany. Problem w tym, że tego rodzaju leki padły ofiarą ogólnej debaty o narkotykach. Zwolennicy palenia trawy chcieliby legalizację rozciągnąć na ludzi zdrowych, bo każdy ma przecież "prawo do sztacha". Przeciwnicy odpowiedzieli: "nigdzie żadnych narkotyków, chodzi o nasze dzieci". Mieliśmy więc kolejną polską debatę między "zboczeńcami" i "faszystami", której ofiarą padł jakikolwiek zdrowy rozsądek, a ten jasno wskazuje, że mieszanie działania czegoś jako lekarstwa i jako używki jest idiotyczne, bo równie dobrze można by albo zakazać podawania morfiny chorym, albo pozwolić serwować ją w spa na rozluźnienie.
Potem, po części za sprawą pracowitego posła Liroya, wydawało się, że sytuacja się poprawiła - i jedni, i drudzy przestali w tej jednej sprawie się zachowywać jak opętani idioci. Wydawało się, że już zaraz cierpiącym chorym ulży na receptę marihuana medyczna, a dyskusję o prawach społeczeństwa do ćpania przełożymy na inny raz. Wydawało się, że problem został rozwiązany.
I co? Jest zgoda, zmiany nie ma. Przecież są ważniejsze sprawy, Trybunał Konstytucyjny, Amber Gold, Szydło, co nie drukuje, Kijowskiego, co nie płaci. Sprawa została rozwiązana werbalnie. Kalita zwraca uwagę nie tylko w swoim imieniu, ale i innych chorych, że to nie do końca jest dla nich satysfakcjonujące rozwiązanie. Że trzeba jak najszybciej zmienić prawo. W tej sprawie w pełni się z nim zgadzam. A przede wszystkim mam nadzieję i życzę mu, by marihuanowe olejki mógł szybko zamienić na zimne piwo, pite w zdrowiu, słońcu i tylko dla przyjemności.