W ostatnim czasie tego rodzaju zabawy są niezwykle modne i mają być także pouczające. Wszystko analizuje się na powymyślanych zazwyczaj "kejsach", czyli przypadkach do omówienia. To stały element każdego szkolenia, warsztatów, testu. Dlatego ja też mam dla Państwa taki "kejs" do rozwiązania. Szczególnie dla tych, którzy w sprawie całej historii Lecha Wałęsy nie mają żadnych wątpliwości. Był dla nich tylko i wyłącznie bohaterskim twórcą III RP albo też tylko "Bolkiem".
Wyobraźmy sobie więc, że okazuje się, iż u jakiegoś starego esbeka na strychu znaleziono inną teczkę. Ni mniej, ni więcej, tylko wskazującą na to, że z peerelowskimi służbami, gdzieś na przełomie lat 40. i 50., współpracował Karol Wojtyła. Podpisał zobowiązanie do współpracy, pisał raporty na innych księży, brał za to pieniądze. Wiem, że tak nie było, nich się Państwo ni oburzają, to tylko taki "kejs". No i co się z tym naszym "kejsem" dzieje?
Czy i w tym przypadku "Gazeta Wyborcza" pierwsza domagałaby się zaprzestania mówienia o brudnych papierach? Czy rozmaici postkomuniści krzyczeliby o tym, że bruka się symbol Polski? Czy lustratorzy - załóżmy, że byliby to ludzie zbliżeni do lewicy, słyszeliby, że są gówniarzami, że nie wolno im naruszać mitów? Czy wbrew wszelkiej logice przekonywano by, że nie jest to prawda, a nawet jak jest to prawda, to i tak nie jest to prawda, a nawet jak i tak jest to prawda, to nie wolno o niej mówić? Czy Andrzej Wajda i ci wszyscy aktorzy, celebryci pialiby z oburzenia? Czy nie mówiliby, że to fascynująca historia człowieka, którego wszyscy uważali za innego niż był?
I czy szanowni komentatorzy z drugiej strony uważający, że ta dawna współpraca papieża Polaka przekreśla i kładzie się cieniem na jakimkolwiek jego dorobku. Czy prezydent Duda i marszałek Morawiecki byliby tak stanowczy?
Czy byłoby tak? Byłoby tak, tylko na odwrót. "Gazeta Wyborcza" pisałaby o upadłym symbolu, a duża część katolickiej prawicy potępiała haniebny atak na naszego Ojca Świętego. Ot, taka nasza mała polska teoria względności. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia - stwierdził niegdyś sam Wałęsa. Ale to, gdzie kto dziś siedzi, nie zmieni oczywistego faktu, że tak naprawdę Wałęsa od 40 lat bał się przyznać, że był esbecką wtyką, a Jan Paweł II z nikim nie współpracował i został świętym. I to już nie jest "kejs" ani interpretacja, ale prawda, której żaden marsz nie zmieni.
Zobacz: Marcin Kierwiński w programie "Więc jak?": Wałęsa jak Kmicic