A także wdepcze w ziemię tę ciemną część społeczeństwa, dla której ważne jest 500 plus, która się nie ustawiła, która żyje z pracy własnych rąk, a nie zarabia głową. Swojej "inteligenckości" dowodzą dziś rozmaite postaci, począwszy od córki świętej pamięci Młynarskiego, która uwielbia drwić z "prostych" Polaków, a skończywszy na niekryjącym pogardy dla dużej części społeczeństwa niejakim profesorze Mikołejce.Chyba ten ostatni najlepiej ukazał szczególny inteligencki "etos", pisząc : "konglomerat różnych sił: pobożnych starszych pań, małorolnych z Podkarpacia i Chicago, kiboli, drobnomieszczan z byle jaką edukacją; ludzi przegranych na różne sposoby, choćby tylko w wyobrażeniach własnych".
Ta walka ze współczesną polską inteligencją przypomina walkę, którą dziś by można toczyć z templariuszami lub starożytną Kartaginą. Czymś, czego od lat nie ma. Inteligencja w Polsce była sto kilkadziesiąt lat temu. Narodziła się na terenach dawnego imperium rosyjskiego. Inteligent to był taki ktoś, który wykorzystywał swoją wiedzę, możliwości, talenty, by działać na rzecz społeczeństwa, szczególnie tych, którzy potrzebowali najwięcej pomocy, szczególnie tych, z którymi często najbardziej się nie zgadzał. Jak nieszczęsna Siłaczka u Żeromskiego oddawał wszystko dla innych. Inteligenci z czasem przestali być potrzebni, bo im się udało. Dzięki nim chłopi, robotnicy utworzyli własne elity, które skutecznie ich zastępowały. A potem przyszli komuniści, wzięli za łeb jednych i drugich i zastąpili własną elitką.
Co wspólnego z tymi dawnymi inteligentami mają ci współcześni ludzie, którzy nimi się czują, a zarazem ciągle podkreślają, jak gardzą społeczeństwem i jak dbają o swoją własną pozycję, karierę, zarobki, układy? Tyle, co ma pięść do nosa. Równie dobrze możecie przyczepić sobie do głów zielone antenki i udawać prześladowanych przez Ziemian Marsjan.
Zobacz także: Rafał Trzaskowski: To wyzwanie dla rządu