Wiktor Świetlik: Pedałująca groza

2012-06-28 4:00

Nie rozumiem, dlaczego nikt nie gratuluje, nikt się nie cieszy, a minister spraw wewnętrznych nie wręcza orderów. Przecież przy okazji organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej EURO 2012 nasza dzielna policja ujęła groźnego zagranicznego przestępcę. Holenderski wywrotowiec, kryjący się pod płaszczykiem dziennikarza, wypił trzy piwa, a następnie wsiadł na rower.

Ponieważ jesteśmy jedynym krajem w Europie, w którym rozumie się, że rowerzysta po jakiejkolwiek ilości alkoholu stwarza dla bezpieczeństwa innych i porządku publicznego większe zagrożenie niż podwodne wulkany dla Tajlandii, więc bandytę schwytano, wywieziono na dołek, skuto, kazano mu się rozbierać i tak dalej. Podniosła się afera na cały świat, a zrowerowany bandzior, morderca na pedałach, został w swoim ojczystym kraju okrzyknięty ofiarą.

Won wam (by zacytować posła Niesiołowskiego), panowie Holendrzy, od naszych policjantów i naszego wspaniałego prawa. Ściganie rowerzystów, nawet nie pijanych, a takich po jednym, dwóch piwach, jest w naszym kraju świętą instytucją prawną. Co prawda nieco ostatnio liberalizowaną, ale wciąż żywą, o czym przekonał się holenderski psychopata.

To wprowadzenie przepisów o surowym karaniu "nietrzeźwych" rowerzystów pozwala co roku policji pochwalić się w statystykach rzekomymi tysiącami pijanych kierowców, których co, i rusz się wyłapuje. Pozwala się pochwalić statystykami wykrywalności przestępstw, bo w końcu wystarczą do tego trzy piwa, głębsze lub lampki wina.

Karanie "pijanych", czyli po piwie, rowerzystów pozwoliło kiedyś politykom i urzędnikom stworzyć iluzję, że robią coś z faktycznym problemem pijanych kierowców samochodów. Pozwoliło też zapełnić więzienia. Niedawno słyszałem historię człowieka, który złapany po raz trzeci na dwóch kółkach poszedł siedzieć na osiem miesięcy. Miał 60 lat. Trafił między dwudziestoparoletnich prawdziwych przestępców. Z paczek od rodziny nie zobaczył nic, zabierali mu papierosy, czasem dostawał łomot. Wyszedł wrak człowieka. Ale nauczył się, że po wsi na rowerze po pijaku jeździć nie wolno. Twarde prawo, ale prawo - mawiali Rzymianie. Pokazaliśmy, że nas, Polaków, może nie stać na porządną drogę, nie potrafimy poradzić sobie z bandytyzmem stadionowym, ale stać nas na oczywisty absurd, jakim jest zrównanie i karanie z taką samą surowością faceta po piwie jadącego ciężarówką po autostradzie i gościa, który po takim samym piwie jedzie wiejską drogą składakiem.

Wkrótce to prawo ma zostać zmiękczone (gratuluję prawicy obrony durnych przepisów). Ale faceci, którzy kiedyś je uchwalali, pozostaną dumni. Dzięki nim ileś osób zapoznało się z kryminałem, ileś straciło pracę, iluś tam zrujnowano życie. Budżet poniósł ogromne koszty, sądząc i trzymając w celach ludzi, których można było zniechęcić po prostu wysokimi mandatami i konfiskatą rowerów. Na szczęście dla facetów, którzy wymyślili to prawo, ustawy można pisać, głosować i wdrażać w życie, mając nawet sześć promili, grypę filipińską i pomroczność jasną, wszystko naraz. Dlatego przeszli i przyszli szacowni panowie ustawodawcy - na zdrowie! Wasze, bo na pewno nie nasze.