Wiktor Świetlik: Nauka o penisie kulturowym

2013-12-12 3:00

Są dzieła, które są prorocze. W "Sensie życia według Monty Pythona" jest taka scena, kiedy rodzi się dziecko.

- Chłopiec czy dziewczynka? - pyta się obolała mama.

- Za wcześnie, by określać mu rolę społeczną - odpowiada profesjonalnie lekarz.

Trzydzieści lat temu był to żart. Niedawno - kiedy narodziło się dziecko księciostwa Kate i Williama - w Wielkiej Brytanii pojawiły się całkiem poważne głosy, że ogłaszając to, że mały jest chłopcem i na imię będzie miał Jurek, w haniebny sposób podeptano wolę malucha i odebrano mu możliwość wyboru płci.

Postęp zasuwa szybciej niż Pendolino i trudno już nawet satyrykom za nim nadążyć.

Przez tysiące lat zapyziała ludzkość wierzyła, podobnie jak zwierzęta, że jak ktoś się rodzi, to od razu wiadomo, czy chłopak czy dziewczynka - i że nie trzeba habilitacji ani nawet kursu położniczego, by to poznać. Otóż, jak odkryli naukowcy, tak nie jest.

Istnieje coś takiego jak "płeć kulturowa". Czym się różni ona od zwykłej płci? Można sobie ją wybrać. W ramach walki o płeć kulturową w jednym ze szwedzkich regionów zabroniono facetom sikać na stojąco poprzez likwidację pisuarów. Pisuar - jak się okazuje - jest narzędziem męskiej dominacji. Nie dość tego - jak dowodzi nasza wybitna, całkowicie obiektywna i opierająca się na czysto naukowych przesłankach profesora Środa, wszystko ma płeć: władza, komunikacja, architektura.

Na przykład inna profesora z niemieckiej Nadrenii-Westfalii dowodziła w związku z tym, że kościelne wieże górujące nad europejskimi miastami i wioskami są symbolem męskiej dominacji, bo przypominają penisa, który gwałci owe miejscowości. I nie chodzi absolutnie o to, że tym wszystkim paniom, a czasem i panom, wszystko kojarzy się z tym, czego im w życiu zabrakło. Nie, to efekt ich działalności naukowej, do tego doszli poprzez swoje wieloletnie studia, hojnie sponsorowane przez podatnika europejskiego.

Każdy z nas obficie dotuje podobne badania, dzięki którym cywilizacja posuwa się do przodu. Nie mamy do czynienia z najbardziej kretyńską z ideologii, jaką mieliśmy do tej pory. Programy edukacyjne nie są tak naprawdę idiotyczną propagandą, w ramach której ludzie z nieudanym życiem seksualnym chcą zepsuć je też innym, najlepiej robiąc im wodę z mózgu od dziecka.

Chodzi o przyszłość ludzkości, szczęście następnych pokoleń i prawdziwą, jedyną prawdziwą naukę. No i może też trochę o pieniądze.