Zresztą depresja w ogóle nie jest dobra, a to co w mediach ma na nią niebagatelny wpływ, szczególnie teraz, kiedy duża część populacji siedzi zamknięta w domach. Tylko czym innym się zajmować? Proszę bardzo może polityka? Ojciec Rydzyk o pedofilii. Młody Wałęsa wyzywa ludzi w mediach społecznościowych od „ciot” i mówi co z nimi zrobi jak ich dorwie. Rząd nie może się dogadać z Brukselą w sprawie kasy, w tle dodatkowo jakieś dziwne operacje z gejowskimi burdelami w Brukseli i tym podobnymi, co pokazuje, że nie tylko Władimir Putin potrafi brzydko się chwytać, ale i nasza oświecona Europa, choć robi to oczywiście w swoim stylu. Służby kremlowskie podrzucały przeciwnikom ponętne panienki, w Brukseli wszystko chodzi jak widać w modnym stylu LGBTQ+.
Wszystko to razem zebrane wydaje się równie dobrym remedium na kowidową depresję jak w „Antku” Prusa wsadzenie siostry głównego bohatera na trzy zdrowaśki do pieca pomogło jej na przeziębienie. Cóż więc zrobić? Myślę, że jedynym ratunkiem jest karp. Pokłóćmy się jak co roku o karpia. Czy go kupować żywego czy mniej żywego, czy w ogóle kupować, czy jeść ryby w ogóle, czy karp to nasze prasłowiańskie danie, czy wymyślili je osobiście komunistyczni przywódcy Bolesław Bierut z Hilarym Mincem bo chcieli by ludzie męczyli się nie tylko z Ruskimi, rodzimymi bolszewikami, ale też z ościami.
Rok temu, dwa lata, trzy lata temu, głównym tematem grudnia był karp. Ależ wojny o niego toczono. Ileż irytacji. Dalejże. Wróćmy do tego. Przecież dziś to najbardziej niewinny z możliwych tematów. Ucieknijmy w karpia i tłuczmy się o niego serdecznie. Dajmy nim sobie po oczach i po gębie. Wesołego adwentu!