Wiktor Świetlik: Jakim cudem Krzysztof Kwiatkowski dostał nagrodę Finansisty Roku?

2015-03-19 3:00

Wiktor Świetlik: Ani z Kwiatkowskiego prezes banku, ani premier, ani minister finansów. Może ktoś ktoś sobie robi jaja...

Szef Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski otrzymał nagrodę Finansisty Roku przyznawaną przez "Gazetę Finansową". Początkowo pomyślałem, że ktoś sobie robi jaja i chciałem obśmiać ten pomysł. Co to za finansista? Ani z Kwiatkowskiego prezes banku - nie namówił przykładowo paruset tysięcy Polaków, by brali kredyty we franku, przedstawiając akwizytorów wciskających te kredyty jako "ekspertów finansowych". Kwiatkowski nie jest też byłym premierem, który 25 lat temu przeprowadzał "przekształcenia własnościowe". Tym premierem, który był w tym tak skuteczny, że dziś z pełną butą opowiada, jaki to wielki sukces gospodarczy odnieśliśmy, a równocześnie mówi, że naszym największym atutem jest tania siła robocza. Kwiatkowski to też nie jakiś wielki biznesmen, który z patriotyzmu płaci podatki na Cyprze, ze wszystkimi prezydentami jest na "ty", a jak dochodzi do władzy prezydent, z którym nie jest na "ty", na wszelki wypadek ucieka za granicę. Nie jest też Kwiatkowski ministrem finansów, który miło się uśmiecha, jest przeuroczy, ma niedrogi zegarek i śmieszne nazwisko. W czasie kiedy ten uroczy gość tak miło się uśmiecha, jego cichy zastępca, którego nazwisko kojarzy się już raczej z pogrzebem, szkoli kontrolerów ze skarbówki - jakby to byli piraci: macie nałożyć tyle i tyle kar. A potem ci piraci wyruszają i ściągają haracz, interpretują przepisy zawsze na niekorzyść kontrolowanych. Im mniejsza firma, tym wykańczają ją łatwiej, bo nic ich tak nie cieszy jak utopienie kogoś w długach, wysłanie go na bezrobocie. Przecież taki obrotny, cwany, sam zaczął zarabiać. Nie taki jak oni. To go trzeba zniszczyć, albo choć trochę okraść. Ale minister finansów nie ma z tym nic wspólnego. To taki miły chłopak przecież, tak ładnie się uśmiecha. Oto wielcy polscy finansiści. Krzysztof Kwiatkowski niezbyt pasuje do tego towarzystwa. Pamiętam za to mojego historyka z liceum, który mawiał o kilka lat ode mnie starszym Krzysiu Kwiatkowskim (mieszkaliśmy z dwóch stron Łodzi): Zobaczysz, ten facet będzie kiedyś premierem. Nie jest na razie. Jest szefem NIK - jednej z ostatnich instytucji w tym kraju, która ma szanse nie być kolejnym biczem władzy na opozycję, podatników, krnąbrnych dziennikarzy, społeczeństwo, ludzi, którzy wchodzą w drogę biznesom rządzącej paczki, zagranicznych korporacji, krajowych oligarchów. Ma szanse nie być kolejną Komisją Nadzoru Finansowego, skarbówką, prokuraturą, Sądem Okręgowym w Gdańsku. Kwiatkowski kiedyś przezwyciężył bardzo ciężką chorobę. Musiało to wymagać sporo siły. W taki sam sposób powinien przezwyciężyć to wszystko, o czym wyżej. Ale w tym celu musi zapomnieć o swoim dawnym koleżeństwie z PO. Przygotować się na to, że będzie ona chciała go zniszczyć wszelkimi możliwymi metodami. Jeśli prezes NIK zdecyduje się na taką walkę, to wielka chwała, o której przecież od dziecka marzy, przed nim i zasłuży jeszcze na niejedną nagrodę, także za zasługi dla polskich finansów. Jeśli skrewi, stchórzy, podda się - to po prostu zostanie zapomniany. A dla niego to najsurowsza z możliwych kar.

Zobacz: Krzysztof Kwiatkowski prześwietli PO

Polecamy: Krzysztof Kwiatkowski trenuje jak Rocky