Wczoraj na łamach „Wall Street Journal” Mateusz Morawiecki uderzył w unijną biurokrację mówiąc, że to przez nią Europa czeka, a Ameryka już szczepi, choć szczepionka pochodzi… z Europy. No bo my – tutaj - mamy papierki, zgody, atesty, dopuszczenia. Panią z pokoju 4326, która nie na czas odebrała pismo od pana z budynku numer G sektor 3. Legion, armię, tysiące takich ludzi.
Zauważyliście pewną cechę związaną z tymi wszystkimi traktatami lizbońskimi, sporami o praworządność i tym podobnymi? Przepisy są kompletnie niejasne, każdy rozumie je na swój sposób i ciągle słyszymy, że – nie rozumieliśmy co podpisaliśmy, albo źle coś interpretujemy. Może dlatego, że największy wpływ na tworzenie się unijnej biurokracji mieli Niemcy, a oni mają długą tradycję gmatwania rzeczywistości i języka. Weźmy ich czołowych filozofów Hegla, Nietschego, Heideggera. Przecież to straszny bełkot.
Ale choć inspirujący, w przeciwieństwie do takiego Traktatu lizbońskiego. Unia Europejska chciała mieć konstytucję jak USA. Więc napisała. Tyle, że tę amerykańską rozumie w miarę rozwinięty dwunastolatek, a tej europejskiej, nie rozumie żaden Europejczyk, a jeśli chodzi o tych, którzy go uchwalili, każdy rozumie po swojemu. Administracja Unii Europejskiej to raj dla wszystkich tych, dla których nawet użycie wykałaczki powinno być opisane w sposób skomplikowany jak schemat instalacji elektrycznej na atomowej łodzi podwodnej.
Biada nam, bo w dobie COVID-19, może parę osób więcej umrzeć, a nawet parędziesiąt tysięcy, zanim szczepionka trafi do mieszkańców Europy. Więc może to nasza dzisiejsza misja dziejowa i kolejna robota dla premiera? Kiedyś Polska miała bronić chrześcijaństwa przed muzułmańskimi czy kałmuckimi hordami. Może teraz obrońmy ją przed biurokracją. Jestem przekonany, że w tej sprawie sojuszników znaleźć będzie w Europie łatwo.