Uwzględniając, że mamy w kalendarzu dni osób nieśmiałych, dziwaka i Kubusia Puchatka, proponuję 2 stycznia ogłosić kolejne święto - Dzień Niespełnionej Obietnicy. W dniu tym doceńmy tych, którzy żadnych postanowień nie robią, nie składają obietnic. Czasem dlatego, że nie muszą, tak jak nasza reprezentacja piłkarska, w którą w końcu nikt już i tak nie wierzy, a ludzie masowo przenieśli swoje nadzieje na skoczków narciarskich. Obietnic nie musi najwyraźniej już realizować premier, bo wygląda na to, że z nich zrezygnował. Kiedyś bardzo dużo obiecywał, a do tego straszył PiS-em, teraz zostało mu już tylko straszenie.
Zobacz: Prezydent Komorowski chce nazw dla autostrad
Lepiej, by postanowień nie robił minister finansów, bo jedyne, jakie może zrealizować, to jakiś kolejny skok na nasze budżety domowe po to, by spłacać długi koleżeństwa z Platformy. Politycy wszelkiej maści mogliby obiecać nam jedno, że nie będą zbyt wiele obiecywać, a przede wszystkim nie będą uszczęśliwiać nas na siłę. Od Solidarnej Polski i PiS-u po SLD i Palikota roztacza się wielki obszar pomysłów na to, jak organizować polskie rodziny, jak ludzie mają żyć, co jeść i pić, oglądać w telewizji, jak wychowywać dzieci i kiedy je słać do szkół. Niestety podobnie zaczyna być wszędzie. Brytyjski polityk David Blunkett apeluje o ograniczenie satyry telewizyjnej, bo obraża polityków. Życzę Wam, by tego rodzaju goście trzymali się od Was z daleka i mieli jak najmniejszy wpływ na Wasze życie. A co z naszymi niespełnionymi obietnicami? Spokojnie. Uda się. Do następnego pierwszego stycznia pozostał przecież niecały rok.