Trzeba by tylko łazika uzbroić, bo musiałby zmagać się z terrorystami, którzy, jak dowiedzieliśmy się w tym tygodniu, odpowiadają za zanieczyszczenie Wisły na północ od Warszawy i co za tym idzie, Bałtyku. Szczególnie że na Al Kaidzie i jej dzisiejszych pisowskich następcach, którzy mieli wysadzić na złość panu Trzaskowskiemu rury z fekaliami, sprawa może się nie skończyć. Wystarczy spojrzeć na ewolucję dociekań warszawskiego ratusza i kibicujących mu mediów w sprawie wycieku. Najpierw była to sprawa drobna, zdarza się, po prostu każdemu czasem coś wycieknie.
Jednemu trochę wycieka spod miski olejowej w samochodzie, a drugiemu wypłynie parę tysięcy ton ścieków do Wisły. Niech ten, kto nigdy, segregując śmieci, nie wrzucił niechcący plastikowej butelki do złej przegródki, pierwszy rzuci kamień. Potem jednak okazało się, że winni są. To władze Warszawy sprzed ponad 15 lat, których najważniejsi przedstawiciele od dekady nie żyją. W 2005 r. zaplanowali, że kiedyś prezydentem będzie taki Rafał Trzaskowski i zrobili mu na złość. Potem jednak okazało się, że przyczyny i winowajcy są dużo bardziej bieżący. To sabotażyści, terroryści, którzy coś w Czajce wysadzili, by zatruć Warszawę. Sprawa jest – jak to mawiają – rozwojowa. Wkrótce okaże się, że Czajkę uszkodzili jednak przybysze z innych planet, i tu zaczyna się zadanie dla łazika Curiosity. Szczególnie że na Marsie kosmitów nie znalazł, a w Warszawie ich nie brakuje.