Wiktor Świetlik: Wielkie rozdarcie

2011-08-18 4:00

Efektem tego, że państwo niedomaga, jest to, że wielu ludzi przestaje w nie wierzyć albo wręcz go nie lubi, myląc z nim urzędników i polityków. Tymczasem sprawnie działające państwo jest konieczne do tego, żebyśmy byli szczęśliwi. Podobnie jak kultura i tradycja, z której się wywodzimy i którą nosimy w sobie. Tu nie chodzi o jakieś wydumane abstrakty, ale o realną, najważniejszą korzyść - nasze szczęście

Jednym z najbardziej smutnych symboli polskiej transformacji jest dla mnie moment, kiedy równo dwa lata temu władze Warszawy w skandaliczny sposób zamykały hale targowe pod warszawskim Pałacem Kultury i Nauki. Z jednej strony znaleźli się ludzie, którzy być może są najbardziej wartościową warstwą społeczną po 1989 roku. Sami, z niczego, zaczynając od rozkładanych łóżek czy żelaznych szczęk, ciężką pracą wykuli własny kapitał. Nie prosili nikogo o jałmuż-nę, i nie mieli pochodzących z PRL układów towarzyskich, które ulokowałyby ich w elicie finansowej. Naprzeciwko tych wartościowych ludzi stanęli urzędnicy. Nie potrafili w normalny sposób rozwiązać sporu, przekonać kupców do jakiejś atrakcyjnej nowej lokalizacji albo stworzyć im dobrych warunków do pracy. Bo przecież miejsca pracy - w przeciwieństwie do walczących z nimi urzędników - ci kupcy stworzyli sobie sami. Bezradni w obliczu prostego problemu urzędnicy wykorzystali już nawet nie służby państwowe, ale wynajęte agencje ochroniarskie. Oto za pieniądze, podatki, które ze swojej ciężkiej pracy kupcy odprowadzali do budżetu państwa i miasta, to miasto wynajęło prywatnych najemników po to, by tych kupców bili.

Choć miasto i administracja "wygrały" tę bitwę, to ta sytuacja jest wręcz schematem pokazującym wszystkie najważniejsze słabości naszego państwa. Nieumiejętność podejmowania decyzji, nieumiejętność lub niechęć do tego, by wykazać troskę o własnych obywateli, w końcu fatalną, nieprzemyślaną, irracjonalną decyzję, by ostatecznie jakoś rozwiązać problem.

Trwonimy kapitał

Takich sytuacji jest wiele i to one zniechęcają dziś wielu do państwa w ogóle. Niektórzy Polacy dostrzegają, że ono nie nadąża za nimi i przestają w nie wierzyć. Efekt jest fatalny - to rozpad czegoś, co określa się jako poczucie wspólnoty i kapitał społeczny - zestaw podstawowych wartości dla danej grupy. Takich jak uczciwość, pamięć historyczna, lojalność wobec innych. Wyznawanie wspólnych wartości, wzajemne zaufanie były podstawą rozwoju najbogatszych krajów, a także, co ważne, ludzkiej szczęśliwości. "Kapitalizm i demokracje nie przypadkiem były budowane na purytańskim etosie uczciwości. Współczesne przykłady państw, w których system kapitalistyczny czy ustrój demokratyczny próbuje się budować bez kapitału społecznego, potwierdzają, że bez pewnego jego zasobu jest to niemożliwe" - pisał świętej pamięci doktor Janusz Kochanowski, były rzecznik praw obywatelskich.

Musimy podjąć walkę

Francis Fukuyama sformułował teorię Wielkiego Rozdarcia. Tłumaczyła ona problemy społeczeństwa amerykańskiego w ostatnim półwieczu. Zdaniem Fukuyamy błyskawiczny postęp, kolejne nowe środki komunikowania spowodowały szok społeczny. Ludzka psychika, a także społeczeństwo nie było w stanie nadążyć. Przykładowo, amerykańscy rodzice nie byli najpierw w stanie poradzić sobie z wychowaniem dzieci, które w większym stopniu zaczęła kształtować telewizja, a nie oni, a potem to samo stało się w przypadku Internetu. To spowodowało w USA wzrost przestępczości, liczby rozwodów, samobójstw, konfliktów społecznych. Otóż warto zastanowić się, czy my dziś w Polsce także nie mamy do czynienia z wielkim rozdarciem. Ale innego rodzaju. Takim, w którym w tyle pozostało państwo, a nie obywatele.

Siłą własnej energii można dojść tylko do jakiegoś poziomu. Dalej zaczyna się ten, kiedy zauważamy, że niemal wszyscy sąsiedzi lepiej poradzili sobie z budową dróg, mają sprawniejszą kolej. Kiedy zauważamy, że po 20 latach najbliższe duże lotnisko mamy w Berlinie. I w końcu kiedy zauważamy, że coś złego się dzieje z nami - tracimy poczucie łączących nas więzi, zapominamy o naszych korzeniach, co powoduje zagubienie. A w dodatku nie brakuje rozmaitych "autorytetów" przekonujących, że każde wypowiedzenie słów "Polska", "naród", "wspólnota" czy odwołanie się do tradycji chrześcijańskiej jest efektem krwiożerczego nacjonalizmu czy zacofania.

Na dalszych stronach profesor Zyta Gilowska stwierdza, że "Polacy po 1989 roku zachowali się wspaniale". Pomimo pętających ich barier, korupcji, biurokratycznej samowoli sami zaczęli bogacić się, zmieniać rzeczywistość. Podjęli walkę. Chyba najwyższy czas, aby teraz Polacy podjęli walkę o jakość i rolę swojego państwa.

Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"

Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu.