– Super Express: W obliczu kolejnych rekordów zakażeń, nasuwa się pytanie: Czy nadchodzące Święta Wielkanoce spędzimy w szerokim gronie rodzinnym, czy znów będziemy zmuszeni się izolować?
– Prof. Joanna Zajkowska: - Myślę, że zakaz przemieszczania się na święta, jak to mieliśmy w Nowy Rok, to dobry pomysł. W mojej ocenie głównym źródłem zakażeń są właśnie spotkania rodzinne i z bliskimi. Mówimy tu o naprawdę dużo większej transmisji wirusa, niż ma ona miejsce w galeriach czy podczas wyjazdów. Udowadniają to zresztą statystyki ukazujące wzrost zakażeń po każdych świętach. Teraz zagrożenie jest jeszcze większe, gdyż wariant brytyjski jest dużo bardziej zakaźny, a być może i groźniejszy dla zdrowia. Myślę, że trzeba przeczekać te święta, by następne były lepsze. I spędzane w tym samym gronie. Pamiętajmy też, że mamy komunikatory, kamerki internetowe i telefony. To, że święta będą spędzane na odległość nie oznacza, że muszą to być święta samotne.
– Czy pani zdaniem dochodzimy już do szczytu tej niesławnej „trzeciej fali”, czy zachorowania jeszcze wzrosną, co pociągnie za sobą jeszcze dotkliwsze restrykcje?
– Moim zdaniem to niewykluczone. Jednak moje prognozowanie nic nie znaczy, o sile pandemii lepiej mówią przykłady. Na przykład co dzieje się w Czechach, co się działo jeszcze miesiąc temu w Wielkiej Brytanii. Ten wirus ma potężny potencjał szybkiego zakażania, czego efektem może być przesycenie miejsc w szpitalach i paraliż służby zdrowia. W związku z tym, jeśli wiemy, że takie ryzyko istnieje, to warto coś zadziałać wcześniej.
– Odniosła się pani do przykładu Wielkiej Brytanii. Proszę przypomnieć, jakie panowały tam zasady podczas ostatniego apogeum zachorowań?
– Wychodzenie z domu możliwe było tylko w wyznaczonych przypadkach: jak możliwość zrobienia zakupów, pójścia do pracy jeśli nie dało się jej wykonywać zdalnie i na potrzeby niesienia pomocy bliskim w kwarantannie. We Francji do dziś jest przecież godzina policyjna po 18.00. W Polsce naprawdę te obostrzenia nie są jeszcze tak drastyczne.
– No właśnie. Czy to dobrze, że jeszcze możemy pozwolić sobie na w miarę normalne funkcjonowanie?
– Ja myślę, że dobrym pomysłem jest właśnie wprowadzana przez rząd regionalizacja obostrzeń, by nie paraliżować całego kraju, tylko stosować większe restrykcje tam, gdzie jest więcej zachorowań. Oczywiście wszystko róbmy z głową. Unikajmy skupisk. Niestety, te także wytwarzają małe sklepiki. Te o dużej kubaturze są jeszcze w stanie pomieścić wystarczająco dużo osób, by zapewnić możliwość stosowania odpowiedniego dystansu. Dlatego galerie zamykałabym na końcu. Tak jak mówiłam, największym sprzymierzeńcem koronawirusa są spotkania dużej ilości osób w zamkniętych pomieszczeniach. Przy czym dodam, że nie powinniśmy się bać wychodzenia na świeże powietrze, do parków, zachowując oczywiście optymalną odległość od obcych.
– Jednym słowem, status quo nie jest najgorszy.
– To wszystko przygotowują obecni przy rządzie eksperci, którzy muszą naprawdę stawać na głowie by zachować równowagę między bezpieczeństwem a funkcjonowaniem gospodarki. Ja najwięcej liczyłabym na nasz zdrowy rozsądek – czyli stosować dystans, nosić maseczki i dezynfekować ręce. Rozumiem, że ludzie są zmęczeni i zniecierpliwieni, przez co zapominają przestrzegać tych najprostszych zaleceń.
– No właśnie, w lockdownie to zniecierpliwienie i bunt może nawet przybrać formę nieświadomej autoagresji. Na przykład przez zaniedbywanie swego ciała, wyglądu, złe odżywianie... O czym powinniśmy pamiętać w tym trudnym okresie „zamknięcia”?
– Że możemy wychodzić na zewnątrz pamiętając, żeby unikać skupisku ludzi. Ten ruch na świeżym powietrzu – po parkach, lasach, skwerach – jest wręcz wskazany. Dbajmy o higienę intelektualną, nie uzależniajmy się od seriali czy innych niewymagających wielkiego myślenia rzeczy, zdrowo się odżywajmy i starajmy się myśleć pozytywnie. Że obecne, ciężkie restrykcje są właśnie po to, by niebawem było lepiej. Że nasze poświęcenie pomaga naszym bliskim, sąsiadom i całemu społeczeństwu przetrwać tę pandemię.
Rozmawiał Daniel Arciszewski