Jarosław Kaczyński

i

Autor: AP Jarosław Kaczyński

Weto? To nie spór z Unią, a wojna o wpływ na Kaczyńskiego - komentuje Tomasz Walczak

2020-12-07 7:35

Zawetują czy nie zawetują? To główne pytanie polityczne tego tygodnia. Zbliżający się szczyt UE, na którym zapadną decyzje co do budżetu, Funduszu Odbudowy i mechanizmu powiązania wypłaty unijnych środków z praworządnością. Decyzje, które w dużej mierze zależą od stanowiska polskiego rządu, który ma co zasady „pieniądze za praworządność” poważne obiekcje. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie sprawa jest bowiem bardziej złożona.

Przede wszystkim to już nawet nie jest spór z Brukselą o to, czy przyklepany w lipcu – także głosami Polski – i zaostrzony jesienią przez Parlament Europejski mechanizm jest zagrożeniem dla suwerenności naszego kraju, stanowi pokusę do politycznego biczowania niewygodnych krajów, czy ma to umocowania w traktatach czy też nie ma. Bruksela jest tu już jedynie przypisem do wewnętrznej wojny w obozie Zjednoczonej Prawicy.

Zwłaszcza Zbigniew Ziobro i jego ludzie próbują wykorzystać kontrowersje wokół zasady „pieniądze za praworządność” do budowania swojej pozycji prawicowego wzorca z Sevres. Głęboko antyunijna retoryka, sprzeczna z faktami i rzeczywistością, ma służyć do podkopywania pozycji Mateusza Morawieckiego. Ziobryści są w tej wygodnej sytuacji, że narzucając eurosceptyczną narrację i popychając premiera w stronę weta, próbują postawić go w sytuacji bez wyjścia.

Jeśli polska delegacja nie postawi weta, ziobryści ogłoszą Morawieckiego zdrajcą polskiej sprawy, który za garść brukselskich srebrników sprzedał Polskę. Jeśli Morawiecki pójdzie w weto, zostanie uznany za zdrajcę polskiego interesu, bo weto oznacza stratę pieniędzy na ratowanie polskiej gospodarki. Dla Ziobry to wygodna sytuacja. Morawieckiemu nie ma czego zazdrościć.

Tym bardziej, że decyzja o wecie nie będzie zależeć od niego, ale Jarosława Kaczyńskiego. Sam Morawiecki, wbrew temu, co mówi w ostatnich tygodniach i dniach, chce kompromisu z Brukselą, chce uniknąć weta, choć musi pozycjonować się gdzieś między radykalizmem Ziobry a racjonalnością Gowina. Otoczenie premiera musi zadbać o to, by od ucha prezesa odsunąć Ziobrę, który potrafi na sceptycyzmie Kaczyńskiego wobec Unii Europejskiej umiejętnie grać. A ma przeciwko sobie nie tylko Solidarną Polskę, ale i polityków kojarzonych z Beatą Szydło, którzy publicznie wspierają narrację Ziobry, a którzy Morawieckiego, delikatnie mówiąc, nie lubią. W drużynie Morawieckiego gra najwyraźniej – choć nieformalnie – Jarosław Gowin. Pytanie, kto będzie miał większą siłę przebicia.