Premier Mateusz Morawiecki na szczycie UE w Brukseli

i

Autor: AP Premier Mateusz Morawiecki na szczycie UE w Brukseli

Ważny minister odcina się od słów Ziobry. Te słowa na długo zapadną mu w pamięć

2020-12-15 7:30

Zbigniew Ziobro oskarża rząd, że w negocjacjach z Unią Europejską zgodził się na ograniczający polską suwerenność mechanizm powiązania wypłaty środków unijnych z praworządnością. Jeden z negocjatorów ma inne zdanie. "Sztuką w takich kryzysach jest jednak szukanie skutecznych rozwiązań, które obronią polską suwerenność bez tych wszystkich kosztów, które wiązałyby się z brakiem porozumienia w sprawie budżetu. Polska suwerenność została umocniona bez ponoszenia kosztów" - mówi w rozmowie z Tomaszem Walczakiem minister ds. europejskich, Konrad Szymański.

„Super Express”: - Rząd przehandlował na unijnym szczycie polską suwerenność? Tak uważają niektórzy pańscy koledzy z rządu. Zbigniew Ziobro mówi wprost: że ustalenia z Brukseli łamią unijne traktaty i polską konstytucję.

Konrad Szymański: - Suwerenność jest kluczową wartością dla wszystkich polityków Zjednoczonej Prawicy. Dlatego premier Morawiecki zdecydował się wejść w tak otwarty konflikt o budżet UE. Sztuką w takich kryzysach jest jednak szukanie skutecznych rozwiązań, które obronią polską suwerenność bez tych wszystkich kosztów, które wiązałyby się z brakiem porozumienia w sprawie budżetu. Polska suwerenność została umocniona bez ponoszenia kosztów. Niewiele osób w polskiej polityce potrafiłoby to zrobić tak skutecznie jak premier Morawiecki. 

- Co realnie udało się osiągnąć? W końcu, mimo grożenia wetem, propozycja Parlamentu Europejskiego ws. powiązania wypłat unijnych środków z praworządnością, którą rząd kontestował, weszła w życie, a przy tym ani eurocenta więcej nie wynegocjowaliście.

- Wynik finansowy negocjacji budżetowych dla Polski jest bardzo korzystny. Jesteśmy jednym z głównych wygranych. Już w lipcu zamknęliśmy tą część negocjacji z wynikiem, który dla Polski oznacza ponad 750 mld złotych przez najbliższe 7 lat. Rozporządzenie wejdzie w życie, ale razem z wytycznymi stosowania, które są wspólne dla wszystkich 27 państw UE i Komisji Europejskiej. Tylko KE stosuje to prawo, więc to zobowiązanie zmienia sytuację diametralnie. 

- Solidarna Polska podkreśla – i tu akurat zdaje się mieć rację – że  konkluzje Rady Europejskiej nie są źródłem prawa. Treść samego rozporządzenia nie została zmieniona, więc nie jest tak, że naszym stanowiskiem negocjacyjnym było wyważanie otwartych drzwi?

- Nikt nie twierdzi, że konkluzje są źródłem prawa. Źródłem zobowiązań jest natomiast oficjalna deklaracja Komisji Europejskiej, która już oficjalnie potwierdziła, że będzie się kierowała uzgodnionymi przez nas zasadami w stosowaniu rozporządzenia. To załatwia wszystkie dwuznaczności tego prawa na naszą korzyść.

- W jaki sposób?

- Oznacza to, że zawieszania wypłat nie można stosować z powodu ogólnych, politycznych zarzutów o łamanie praworządności, z jakimi mamy do czynienia dziś w stosunku do Polski. 27 państw UE i KE wyjaśniło też sobie, że zawieszanie wypłat jest możliwe tylko wtedy, gdy dochodzi do nieprawidłowości budżetowych. W tej sprawie Warszawa i Bruksela mówi jednym głosem - jednakowo chcemy przeciwdziałać korupcji. 

- Swoją drogą nie było za późno na twardą postawę ws. rozporządzenia? Na prężenie muskułów był czas, kiedy je negocjowano, a nie kiedy do wynegocjowania zostały symboliczne szczegóły?

- Utrzymaliśmy ten sam poziom sprzeciwu przez ostatnie dwa lata. Także w lipcu kwestia praworządności była powodem kryzysów na szczycie. Rozporządzenie jednak nie było problemem dla innych państw członkowskich. Cieszy mnie, że również dzisiaj różni politycy mówią, że przecież rozporządzenie jest niewinne i nikomu nie chodziło o budżetowy szantaż polityczny wobec Polski. Wcześniej słyszałem coś innego, np. haniebne słowa wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego o finansowym głodzeniu Węgier. Bez jednoznacznego wyjaśnienia jak stosować mechanizmy zawieszania płatności, nie mogliśmy zamknąć tematu budżetu UE. 

- Pan mówi o sukcesie, koledzy z Solidarnej Polski o zamachu na suwerenność. Opozycja i wielu ekspertów twierdzą natomiast, że jedynym efektem polskiego sprzeciwu wobec rozporządzenia jest to, że potwierdziliśmy, iż łatka pieniacza, którą Polska zyskała w UE, tylko się potwierdziła.

- Łatka pieniacza jest nam przyklejana od początku, by nas demobilizować wewnętrznie. W Europie wiedzą, że polska opozycja jest wyjątkowo podatna na takie zabiegi i kiedy trzeba, uderzy w stanowisko negocjacyjne własnego rządu w samym środku negocjacji. Przyzwyczailiśmy się. Fakty są takie, że jesteśmy gotowi bronić interesów Polski wszystkimi, również ostrymi środkami, ale zawsze szukamy porozumienia, które jest lepsze dla wszystkich. Podobnie jak inne kraje sięgamy do groźby veta. Ale także podobnie jak inne kraje, wiemy, pod jakimi warunkami z niego zrezygnować. Szczyt był kolejnym tego dowodem. Polska negocjuje ostro, ale uczciwie. 

- Opozycja oskarża też rząd, że ten stał się narzędziem w rękach Viktora Orbana, w którego –ze względu na skorumpowanie węgierskich elit – zapisy rozporządzenia realnie uderzały. Warto było być tarczą dla jego interesików?

- Polska i Węgry miały wspólną listę zastrzeżeń w tej sprawie od 2 lat i publicznie zadeklarowały, że żaden z naszych krajów nie poprze rozwiązań, które będą niewystarczające dla drugiego. Ten akapit widnieje w publicznej deklaracji premierów Morawieckiego i Orbana. Byliśmy dla siebie tarczą wzajemnie. Było warto, bo wszystkie nasze cele zostały osiągnięte. 

- Orban okazał się jednak nielojalnym sojusznikiem, bo gdy przyszło do negocjacji ws. polityki walki ze zmianami klimatycznymi, Mateusz Morawiecki został na placu boju sam. Efekt? Polska zgodziła się na podniesienie celu redukcji CO2. Nie ma pan tym bardziej poczucia wykorzystania przez Węgry?

- Węgry wspierały polskie stanowisko w sprawie klimatu przez całe te negocjacje, mimo że są już w innym punkcie niż Polska. Premier Morawiecki był głosem Europy Środkowej, która do transformacji klimatycznej potrzebuje więcej środków. Mamy je już w budżecie UE, nie tylko w samym Funduszu Sprawiedliwiej Transformacji. Będziemy mieli dodatkowe pieniądze w Funduszu Odbudowy. Na szczycie ustaliliśmy, że przydział uprawnień do emisji CO2 będzie hojniejszy dla Polski. To oznacza kolejne miliardy euro. Nie zmienia to faktu, że klimat to najtrudniejszy gospodarczo problem dla Polski. Musimy zrealizować własną, polską ścieżkę transformacji. Brak działań w tej sprawie oznaczać będzie jeszcze większe koszty, bo nasz system energetyczny, czy ciepłowniczy trzeba zmieniać bez względu na politykę UE. 

Rozmawiał Tomasz Walczak

Nasi Partnerzy polecają