Tymczasem przeciek z wycieku ABW ujawniony przez "Rzeczpospolitą" po raz pierwszy w Polsce doprowadził do ujawnienia głębokiego gardła w strukturach państwa. Dlaczego w jednym przypadku umarza się śledztwo w sprawie przecieku, a w drugim wykrywa rzekomego sprawcę? Takie pytanie stawia sobie coraz mniej osób w Polsce.
Kiedy szef CBA 14 sierpnia niesłusznie poinformował premiera o nielegalnym lobbingu przy ustawie hazardowej, podejrzani o ten lobbing umorzyli działalność. Rysiek, w zarejestrowanej rozmowie telefonicznej, narzekał nawet na ograniczenie swobód obywatelskich, stwierdzając, że podsłuchuje go jakieś KGB czy CBA.
Dlaczego przed 14 sierpnia Rysiek w rozmowie ze Zbychem o Mirze nie obawiał się podsłuchów, tego się nie dowiemy. Śledztwo umorzono. Prokuratura wykazała się obywatelską postawą. Strach pomyśleć, co by było, gdyby odkryła źródło przecieku do Mira w Kancelarii Premiera. Słońce Peru zgasłoby na zawsze, jak Nixon po Watergate. A tak lemingi mogą grzać się w jego promieniach, a sprawców groźnych dla państwa przecieków wykryje ABW.
Tajni policjanci zabrali się do roboty, kiedy "Rzeczpospolita" ujawniła tajny raport o incydencie gruzińskim. Już nazajutrz po oddaniu strzałów w pobliżu prezydentów Polski i Gruzji ABW wiedziało, kto za tym stał. Funkcjonariusze przejrzeli prasę i postawili tezę, że to Gruzini wykreowali incydent. Niestety dla ABW, do oddania strzałów ostrzegawczych przyznali się Osetyjczycy. "Rzeczpospolita" ujawniła zatem, że raport ABW to nic innego jak tajne pierdoły. A taka zniewaga reakcji ABW wymaga. Ujawnienie głupoty funkcjonariuszy państwa to ujawnienie najpilniej strzeżonej tajemnicy państwowej. Dzielni tajniacy z ABW, by wykryć źródło tajnych pierdół, wykonali tytaniczną pracę. Sprawdzili billingi dziennikarzy, ale także Lecha Kaczyńskiego, jego żony i pracowników Kancelarii. Przesłuchali premiera Tuska i pozostałych 14 adresatów tajnych pierdół ABW. Nie zdążyli tylko z prezydentem Kaczyńskim, bo tę czynność zaplanowali być może na drugą połowę kwietnia 2010 roku.
Cezary Gmyz z "Rzeczpospolitej" dziwi się, że nikt nie reaguje na informacje o inwigilacji przez ABW byłego prezydenta, jego żony, ludzi z Kancelarii i dziennikarzy. Może marzy się Gmyzowi polska afera Watergate? Tymczasem w Polsce podsłuchiwanie prostych ludzi, jak Rysiek, Zbycho i Miro, służących partii, jest antypaństwową prowokacją PiS i Mariusza Kamińskiego. Inwigilacja przeciwników politycznych partii i rządu, którzy nieodpowiedzialnie ujawniają tajne pierdoły, szkodzi państwu Mira, Zbycha, Bronka i Radka. Sikorski to potwierdził, zeznając w ABW. Watergate w Polsce nie przejdzie, bo państwo w Polsce jest silniejsze niż w USA.