Odpowiedzialność na tym stanowisku żadna, wpływ na cokolwiek jeszcze mniejszy, a pensja inna i apanaże większe niż ma na przykład premier Wielkiej Brytanii Dawid Cameron. Herman van Rompuy, nazywany w Parlamencie Europejskim politykiem o charyzmie ścierki, utrzymał tę pozycję do końca.
Tusk ma ogromną szansę trwale ją wzmocnić w Radzie Europejskiej. Jedyny pożytek z tego wyboru jest taki, że dotychczas ponad 99 proc. Polaków nie wiedziało, i słusznie, kto to taki ten Rompuy. Tuska tymczasem znali w kraju wszyscy. Nowy Rompuy Tusk będzie zatem rozpoznawalny w Polsce w takim stopniu, jak nierozpoznawalny będzie w Europie.
Pracownicy Tesco w Reykjaviku mogą zatem odsapnąć, bo dzięki UE i nominacji Tuska widmo rychłego bankructwa ich placówki zostało oddalone. Polacy, mieszkańcy zielonej wyspy, coś o tym wiedzą. Funkcjonariusze rządowych mediów urządzili wielodniowy festiwal Donalda Tuska. Znaczenie tej nominacji dla Polski jest takie, jak byłego premiera Portugalii Barroso dla jego ojczyzny czy Rompuya, byłego premiera Belgii. Czy ktoś wyobraża sobie podobny obciach medialny w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii? Ani Merkel, ani Cameronowi nie przyszłoby do głowy, by kandydować na stanowisko unijne i uważać to za awans.
Tylko nasi teleidioci o mentalności czyścibutów z Bantustanu próbowali wmówić wielki sukces Polski w związku z nominacją Tuska. Otóż dworskie media rządowe oraz naszych polityków łączy jedno: pasożytują na tym samym organizmie, który tworzą miliony podatników. Przypominają zgraję tasiemców, które w ciele żywiciela nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym. Żywiciel, ciężko pracując, musi utrzymać siebie i rzeszę owych pasożytów politycznych i medialnych. Kiedy zatem dochodzi do walki tasiemców, owsiki medialne kibicują im, bo to ich świat.
A tymczasem rozpętana przez Putina wojna z Ukrainą grozi spadkiem i tak niskiego poziomu życia Polaków. Inwestorzy w obawie przed rozlaniem się konfliktu uciekają od naszej waluty. Spada wartość złotówki w stosunku do euro i dolara, a więc obniża się wartość naszych marnych pensji. Tych, którzy mają kredyty we frankach i samochody nieelektryczne, nie muszę straszyć, czym to grozi. Robert Górski zapowiedział, że pojedzie za Tuskiem do Brukseli, by w swoim kabarecie pokazać posiedzenia Rady Europejskiej. A one mogą być nie mniej zabawne niż słynne posiedzenia rządu z premierem Górskim. Szczególnie gdy premier Cameron po raz kolejny przypomni Tuskowi, że zaoferował więcej miejsc pracy Polakom niż Słońce Peru w czasie swoich siedmiu lat rządów. No i polskich dzieci więcej rodzi się na Wyspach Brytyjskich niż nad Wisłą. Rządowych pasożytów medialnych to oczywiście nie obchodzi, bo oni żyją z obsługi pasożytów politycznych i w nosie mają Polaków.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz: Kasia Tusk przeżywała sukces taty i zbiera gratulacje na Facebooku