Lech Wałęsa poleciał do USA wraz z Andrzejem Dudą, a właściwie lepiej powiedzieć, że poleciał tym samym samolotem, bo panowie nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Jak później relacjonował Wałęsa w rozmowie z jednym z portali: - Za mnie mówiła moja koszulka. To ona do niego mówiła. Spojrzał na mnie i miał odpowiedź: Konstytucja! Ja już siedziałem w samolocie, on przechodził, spojrzał i wiedział, co mu mam do powiedzenia. I opowiedział o kulisach spotkania na pogrzebie byłego amerykańskiego prezydenta.
Teraz znów został zapytany o wyjazd do USA. Po pierwsze stwierdził, że wcale nie prosił kancelarii Dudy, by zabrać się z prezydentem na pogrzeb: - Ja go nie prosiłem żeby mnie zabierał, jako były prezydent poinformowałem, że zostałem zaproszony przez rodzinę i jako Polakowi proszę mi ułatwić, abym skorzystał z tego zaproszenia. Takie było wystąpienie nasze w stosunku do władz polskich, a że oni zaproponowali... No to na koniec powiedziałem "dziękuje" - stwierdził.
Mało tego Wałęsa powiedział, że jego zdaniem Andrzej Duda wcale nie powinien lecieć do USA, bo... nie miał po co: - Urzędujący prezydent, który nie miał kontaktu z tamtym prezydentem powinien powiedzieć: panie prezydencie Wałęsa, proszę mnie reprezentować. (...) To powinien zrobić. (...) Nie powinien tam lecieć. Po co jemu to? - rzucił kpiąco. Lekceważąco opowiedział też, że prezydent Duda w czasie pogrzebu tylko patrzył z kim zrobić zdjęcia i "bardzo się starał", by zapozować.