"Super Express": - Zgadza się pan z diagnozą, jaką polskim siłom powietrznym wystawia raport Millera?
Gen. Waldemar Skrzypczak: - Tak. Raport jest bardzo obiektywny, merytoryczny, wyzbyty emocji. Wytknął zaniedbania w wyposażeniu i wyszkoleniu w siłach powietrznych. To bolączki armii od wielu lat, a raport je tylko przypomniał. Jeden przykład. Szukając oszczędności, obniża się wymagany nalot pilotów, czyli pilot zamiast 100 lata 80 godzin, a przez to jest gorzej szkolony.
- Myśli pan, że sytuacja w 36. pułku odzwierciedla stan całej armii?
- Tak, można to rozciągnąć na całą armię. Raport jest wyznacznikiem niskiej zdolności bojowej polskich sił zbrojnych jako takich. Zdolności bojowej, czyli sprzętu i wyszkolenia. Teraz raport trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze i zbudować program reform we wszystkich obszarach: modernizacji, edukacji, szkolenia...
- Czy nowy szef MON zrealizuje ten program?
- To zależy od tego, ile będzie miał samozaparcia i ile wsparcia wśród polityków, czy będzie tolerował kolesiostwo i kunktatorstwo, czy zachowa własne pryncypia. Nie powinien mieć żadnych układów towarzyskich z wojskowymi, tak jak miał np. Klich. Bo wtedy minister nie ma co liczyć na szacunek żołnierza.
- Będą kolejne dymisje w wojsku?
- Poczekajmy na ustalenia prokuratury, ale są też tacy, którzy już teraz powinni wylecieć. Jakby mieli honor, toby sami odeszli.
- Jak szef szkolenia gen. Anatol Czaban?
- To już pan powiedział.
- Jak wyglądałby taki raport Millera w odniesieniu do całego wojska?
- Byłby bardzo podobny. Pokazałby zaniedbania w zakresie procesu profesjonalizacji wojska. Marynarka wojenna chyli się dziś ku upadkowi. Zatonęłaby bez pomocy Floty Bałtyckiej. Nie jest w stanie zabezpieczyć naszego wybrzeża.
- A w wojsku lądowym co najbardziej niedomaga?
- Brak modernizacji technicznej, śmigłowców, wyszkolonych rezerw bojowych na potrzeby wojny i przede wszystkim brak ducha bojowego. Morale wojska jest bardzo niskie, choć oficjalnie mówi się o nim w samych superlatywach. Tak niskiego morale nie było w polskiej armii od czasów, gdy ona istnieje. Ciągłe reorganizacje, roszady, restrukturyzacje sprawiły, że żołnierze stali się frustratami. Brakuje więzi między nimi a przełożonymi. Ale stale obecny w wojsku "beton" myśli, że jak się da żołnierzowi w dupę, to od razu będzie lepszy. Co więcej, wojsko od lat jest rozgrywane politycznie. Politycy i generałowie spotykają się i ustalają zmiany personalne.
- Czyli co ekipa, to inna reforma armii?
- Tak. Ona zmienia się średnio co dwa lata. Najpierw zaczyna się pewne reformy, żeby zaraz potem je zarzucić i przejść do kolejnych. I tak w kółko. Zamiast wizji na 10 lat mamy ciągle korekty i zmiany planów oraz ukłony generałów dla danej ekipy politycznej.
- Jak pan ocenia główną reformę Bogdana Klicha - uzawodowienia armii?
- Nisko, bo jest ona niepełna. Armia jest tylko zawodowa, ale wciąż ma stary sprzęt i jest niewyszkolona. Czyli nie jest profesjonalna.
- A reforma struktury dowodzenia, czyli połączenie niezależnych ośrodków dowodzenia w jednym stanowisku szefa sztabu?
- Za Klicha powstało tyle nowych struktur kierowania i zarządzania, że ich liczba jest nieadekwatna do wielkości armii. Instytucje się rozrastają jak hydry, a armia jest stale redukowana.
Waldemar Skrzypczak
Generał broni Wojska Polskiego w stanie spoczynku