Waldemar Pawlak odniósł się także do pytania o współpracę z partią rządzącą. - To PiS musi chcieć współpracy z PSL - odpowiada niejednoznacznie były premier.
Kamila Biedrzycka: Po tym, jak pan został szefem Rady Naczelnej PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz będzie miał pod górkę?
Waldemar Pawlak: Nie wiem kto tak mówi… Akurat z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem mamy bardzo dobre, praktyczne przykłady współpracy, współdziałania i to od bardzo długiego czasu. Miałem okazję go obserwować w różnych okresach jego kariery. Pamiętam też jak – mówiąc żartobliwie – odmówił mi w 2007 r., bo powiedział, że potrzebuje skończyć specjalizację lekarską, doktorat i dopiero później przeszedł do polityki.
- Rozumiem, że Władysław Kosiniak-Kamysz będzie miał pewną swobodę w kierowaniu partią?
- Rozwiewamy wątpliwości wspólnie – nie ma tutaj takich obaw jeśli chodzi o swobodę działania. Zresztą taka jest struktura w PSL, że przewodniczący Rady jest przewodniczącym bardzo licznego gremium, które reprezentuje regiony i różne środowiska. Mamy posłów, ale są też przedsiębiorcy, rolnicy, naukowcy, samorządowcy i chciałbym żeby te kręgi aktywnie współdziałały przy tworzeniu strategii działania PSL. To będzie wzbogacało bieżącą aktywność partii, w tym także prezesa Kosiniaka-Kamysza.
- Ale Rada Naczelna, zgodnie ze statutem, prezesa może odwołać.
- To są jakieś ekstremalne sytuacje. W praktyce prezesa powołuje kongres i to bezwzględną większością głosów spośród dwóch kandydatów. Prezes Kosiniak-Kamysz uzyskał niemal 90 proc. głosów i ma bardzo mocny mandat. To pokazuje wykładnię i relacje w PSL.
- Jak pan ocenia dotychczasową prezesurę Władysława Kosiniaka-Kamysza?
- Te ostatnie lata to był dla niego z pewnością bardzo trudny czas, bo PSL jest w opozycji i jest oczywiście trudniej działać. Ale w wyborach samorządowych, szczególnie w gminach, przedstawiciele PSL odnieśli spektakularne sukcesy (…) dobrze oceniam jego prezesurę. Z jednej strony starał się dobrze reprezentować środowiska, które na nas głosowały, a z drugiej strony podejmował inicjatywy odpowiadające na najistotniejsze problemy całego kraju, także geopolityczne.
- Na przykład?
- Na przykład kiedy powiedział, że nie pozwoli na przyjmowanie ustaw, które skłócałyby nas ze Stanami Zjednoczonymi czy z Unią Europejską. To Polska racja stanu (…) dziś Ameryka rozmawia z Rosją, Francja i Niemcy także i dzięki temu kryzys na naszej granicy został przez kilka telefonów rozładowany. I w tej chwili będziemy mieli piękny mur, który będzie nas chronił przed dzikami i zającami z Białorusi.
- Mur jest – według pana – niepotrzebny?
- Uważam, że potrzebna jest mocna dyplomacja. Trzeba było oddziaływać na miejsca, gdzie problemy się rodzą, czyli oddziaływać na kraje, z których przyjeżdżają ci biedni migranci. Teraz się to robi. Nasze służby dyplomatyczne, ale przede wszystkim służby Unii Europejskiej, pomogły zatrzymać ten eksodus. Łukaszenka dostał wyraźne sygnały żeby przestał się awanturować.
- Mają rację ci, którzy twierdzą, że polska dyplomacja jest w stanie rozkładu?
- Rozkładu to nie wiem, ale na pewno jest w stanie „bezradu”. Nie oddziałowuje na sprawy, które leżą w żywotnym interesie Rzeczypospolitej i są związane z naszą racją stanu. Dzisiaj Polska powinna się lokować między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami. Bo wtedy będziemy w głównym nurcie cywilizacji zachodniej (…) jeśli rząd PiS będzie się awanturował ze wszystkimi, to znajdziemy się na peryferiach.
- Prezes NBP Adam Glapiński powinien zostać na drugą kadencję?
- Na pewno jest w Polsce wielu ekonomistów, którzy mogliby być dobrymi specjalistami na ten trudny czas. Ale spośród kandydatów PiS wydaje mi się, że Glapiński jest najlepszy, albo jest jednym z najlepszych. Nie widzę tam ludzi, którzy byliby przygotowani. Trzeba pamiętać, że Glapiński był przez kilka lat zastępcą prof. Marka Belki i zna się na rzeczy, wie, jak to powinno działać. Choć nie zawsze działa tak, jak powinien. A jeśli podejmuje zbyt mało restrykcyjne działania, to znaczy, że jego sympatia do rządu jest większa niż sympatia do złotego.
- A jak wygląda pana sympatia do partii rządzącej? Bo są tacy, którzy twierdzą, że jest pan skłonny z PiS-em współpracować.
- Uwielbiam takie pytania. Bo to jest tak, jakbym tutaj u pani miał robić jakieś zaloty do PiS-u i przedstawiać się jak panna na wydaniu. Może zadajmy pytanie z drugiej strony – czy PiS jest w ogóle zainteresowany współpracą z kimkolwiek i czy w ogóle ma do niej zdolność. Marek Sawicki powiedział, że byłby się gotów poświęcić żeby zastąpić ministra Ziobrę w koalicji z PiS, żeby po odejściu Solidarnej Polski były te brakujące głosy. Minął już chyba miesiąc i nie ma żadnej odpowiedzi.
- Wyklucza pan współpracę z PiS czy nie?
- Zrozummy jedną rzecz. Jest koalicja rządowa i to ona ma prowadzić losy kraju. To nie jest tak, że opozycja ma nosić na rękach większość rządową i ślepo wszystko akceptować (…) Myśli pani, że ja teraz tak na ślepo będę się rzucał w ogień i składał deklaracje nie licząc na wzajemność? Przecież to byłoby – delikatnie mówiąc – nieroztropne. Są sprawy, które są w tej chwili polską racją stanu. To postawienie na mocną współpracę z Unią Europejską, wycofanie się z tych chorobliwych rozwiązań w obszarze praworządności, współpraca z USA. Zadaję więc pytanie czy PiS jest gotowy i zdolny do takiego zwrotu.
- Wydaje się, że nie jest.
- No więc jeśli nie jest, to jak można z nimi współpracować? Jak, skoro w stosunku do polskiej racji stanu nie mają zdolności do przeorientowania i wykonania manewru, który jest dzisiaj niezbędny.
- Naprawdę pan uważa, że Platforma oddała wybory prezydenckie walkowerem i planowo je przegrała?
- Takie są fakty. Nawet wbrew opinii fachowców, tak zacnych jak prof. Ewa Łętowska, zgodzono się na podmianę kandydatów w trakcie kampanii i kandydat PO przegrał z Andrzejem Dudą.
- Minimalną liczbą głosów.
- A może Szymon Hołownia albo Władysław Kosiniak-Kamysz minimalną by wygrali?
- Skąd ta pewność?
- Z takiego samego powodu, z jakiego przegrał Trzaskowski.
- Sądzi pan, że Trzaskowski zgodził się na taki układ?
- Myślę, że on był bardzo szczerze zaangażowany, tyle, że był jednym z najkorzystniejszych kontrkandydatów dla Andrzeja Dudy na gruncie światopoglądowym. Kiedy osłabła kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, PO miała do wyboru dwie strategie – albo skierować poparcie na innego kandydata, prawdopodobnie Hołownię, albo na Kosiniaka-Kamysza. I wtedy byłaby szansa na wygraną. To by było trudne dla Platformy, ale dobre dla Polski.
- Jak pan ocenia powrót Donalda Tuska do polskiej polityki z punktu widzenia PO i całej opozycji?
- Dobrze, bo potrzebni są ludzie z doświadczeniem. I dlatego ja też się na to zdecydowałem. Potrzebni są ludzie, którzy mają różne doświadczenia, ale także młodzi ludzie z pasją.
- I pan i Donald Tusk rozumiecie jeszcze polską politykę? Bardzo się przez ostatnie lata zmieniła.
- Tak. Ja miałem kilka lat pokornej nauki w terenie.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka