Oczywiście obiecują wiele: dobrobyt, wolność, równość szans. Brzmi cudownie. Wgryzając się jednak w konkretne propozycje, które miałyby nam to zagwarantować, odkryłem, że już tak cudownie nie jest. Nowoczesna wierzy w starą bajkę neoliberałów, że jak damy wolną rękę przedsiębiorcom, to wszystko będzie fantastycznie. Doświadczenie ostatnich 27 lat, kiedy to przedsiębiorców w dużej mierze puszczono samopas, pokazuje, że tak nie jest - uśmieciowienie rynku pracy, niskie pensje, nierespektowanie Kodeksu pracy, unikanie podatków to tylko niektóre patologie, jakie "wolność gospodarcza" pielęgnowała.
Czytam też, że Nowoczesna chce obniżyć i tak już niskie (dla co majętniejszych) podatki, a docelowo wprowadzić podatek liniowy, wierząc, że to wraz z rozwojem gospodarczym napełni budżet państwa. Jako ekonomista Ryszard Petru powinien wiedzieć, że nigdzie tak to nie działa. Na przykład w Bułgarii od 2008 obowiązuje podatek liniowy, ale jakoś biedy i wykluczenia to nie zlikwidowało - Bułgarzy to wciąż jeden z dwóch najbiedniejszych narodów Unii Europejskiej.
Obniżając zresztą podatki, państwo pozbywa się ogromnego dochodu, który mogłoby przeznaczyć na rozwój usług publicznych - edukacji czy służby zdrowia. A jak czytamy w programie Nowoczesnej, chce ona zlikwidować kolejki do lekarzy, poprawić poziom edukacji czy każdemu dziecku zapewnić miejsce w żłobkach i przedszkolach publicznych. Co więcej, partia Petru chce utrzymać program 500 plus. To zacne cele, ale niezwykle kosztowne, a przecież z pustego i Salomon nie naleje.
Nowoczesna chwali się, że unika taniego populizmu i proponuje odpowiedzialny program polityczny. Ale czym, jeśli nie tanim populizmem, jest mówienie, że wszystkim damy, a nikomu nie zabierzemy? Bo przecież do tego sprowadza się połączenie skrajnie liberalnej polityki gospodarczej z kosztownym państwem dobrobytu.
Zobacz także: Ryszard Czarnecki: Macron może przyspieszyć rozpad Unii Europejskiej