"Super Express": - Środowe wejście prokuratury, funkcjonariuszy ABW i w końcu policji do redakcji "Wprost" było uprawnione czy śledczy i służby dokonali niedopuszczalnej interwencji w wolność słowa?
Adam Bodnar: - Uważam, że działania w redakcji "Wprost" były absolutnie nieuprawnione. Jako Fundacja Helsińska wyrażamy głębokie zaniepokojenie w związku z tym, co stało się w środę. Stoimy na stanowisku, że organa ścigania nie mogą podejmować działań, które mogłyby doprowadzić do ujawnienia źródeł informacji dziennikarskiej. Naszym zdaniem takie działania stanowią zagrożenie dla wolności słowa. Zgodnie zresztą z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka naruszeniem może być nie tylko nakaz ujawnienia źródeł informacji, lecz także działania, które mogą temu służyć.
- To, co działo się w redakcji "Wprost", kwalifikuje się pod tego typu działania?
- Tak. Nie ulega wątpliwości, że przeszukanie redakcji i żądanie wydania materiałów mogłoby pomóc zidentyfikować źródła informacji dziennikarskiej. Na to żadna redakcja nie może sobie pozwolić. Poza tym nie mamy okoliczności, które mogłyby powodować podważenie podstawowych gwarancji wolności słowa i wolności dziennikarskiej.
- Już słychać głosy, które mówią, że taśmy godzą w interes państwa i ich zabezpieczenie przez śledczych jest uprawnione, ponieważ pomaga szybko ująć ludzi, którzy dokonali podsłuchów, a chęć ochrony źródeł dziennikarskich można wręcz uznać za sprawę drugorzędną.
- Używając argumentów obrony interesu państwa, to był on zagrożony tym, że prowadzone były rozmowy, w których szef niezależnego banku centralnego omawiał działania pomocne w zachowaniu władzy przez partię rządzącą. W tych rozmowach nie zachowywał się jak niezależny arbiter, ale jak sprzymierzeniec formacji władzy. Zastanówmy się więc, co jest ważniejszym interesem w tej sytuacji. Nie waham się nazwać tego wszystkiego, co wynika z tych rozmów, głębokim kryzysem instytucji konstytucyjnych. Zresztą cała ta sytuacja ze środy budzi wątpliwości co do motywacji śledczych - czy naprawdę chodzi o zidentyfikowanie źródła tych nagrań, czy być może chodzi o to, żeby dowiedzieć się, jakie jeszcze kompromitujące władzę materiały posiada "Wprost" lub wręcz zastraszyć redakcję tygodnika, żeby nie publikowała już więcej tych materiałów. Nie może być zgody na tego typu działania.
- Wierzy pan prokuraturze, która zapewnia, że weszła do redakcji wyłącznie po to, żeby zabezpieczyć materiał dowodowy, a nie aby wykorzystać go do identyfikacji źródła taśm?
- Argumentacja premiera Tuska, który zrzuca całą winę za zaistniałą sytuację na prokuraturę, pomija dwie okoliczności. Po pierwsze, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa było złożone przez Bartłomieja Sienkiewicza i prokuratura zadziwiająco szybko wzięła się do roboty. Po drugie, w tych czynnościach uczestniczyli funkcjonariusze ABW, która nie jest instytucją kontrolowaną przez prokuraturę, ale bezpośrednio przez premiera. Można więc odnieść wrażenie, że akcja we "Wprost" była skoordynowana z potrzebami władzy.
- Myśli pan, że ktoś ze służb chciał się wykazać i stąd ta żenująca pokazówka w siedzibie "Wprost"?
- Tego nie wiem, ale wydaje mi się, że przedstawiciele partii rządzącej mogą dostrzegać pewne niebezpieczeństwa wiążące się z publikacją dalszych nagrań. Kto wie bowiem, czy w materiałach będących w posiadaniu "Wprost" nie ma czegoś, co rzuci jeszcze większy cień na metody sprawowania władzy w Polsce.
- "Wprost" powinniśmy teraz objąć szczególną ochroną?
- Zdecydowanie. W ogóle zawsze powinniśmy chronić źródła informacji dziennikarskiej, ponieważ bez tej ochrony możemy całkowicie zapomnieć o wolnych mediach.
- Sprawę komentują dziennikarze i ze zdziwieniem zauważyłem, że kilku z nich próbuje sprawę bagatelizować. Co pan na to?
- Jeżeli sami dziennikarze bagatelizują tę sprawę, to najwyraźniej mają problem ze zrozumieniem tego, na czym polega wolność słowa. Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę, że wielu dziennikarzy, często bardzo liczących się, podpisało jednak list w obronie "Wprost" zainicjowany przez Wojciecha Czuchnowskiego. Bardzo rzadko zdarza się, że przedstawiciele mediów, które na co dzień są ze sobą skłócone, są tak solidarni. Ostatni raz było tak, kiedy okazało się, że władza sprawdza billingi dziennikarzy. Zawsze musimy podstawowe wartości dla demokracji chronić i dlatego też Fundacja Helsińska zajęła tak zdecydowane stanowisko.
Zobacz też: Afera taśmowa NA ŻYWO po wejściu ABW "redakcja jest zdemolowana"
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail