"Super Express": - Jak by pani skomentowała oskarżenia wysuwane pod adresem Polaków, w których ostatnio prym wiedzie brytyjski "The Times"?
Jadwiga Staniszkis: - To dla mnie bardzo trudna sprawa. Z jednej strony jest emigracja żydowska z Europy Wschodniej, która nie wraca do Polski. Mój mąż, jako dziecko, wyemigrował wraz z całą rodziną - ale wrócił. I czuje się Polakiem. Jego rodzina przetrwała w lasach koło Supraśla. Uciekli z Łodzi, później z getta w Białymstoku. Przetrwali i rodzice, i stryj, i jeszcze przyjaciele. Pomagali im miejscowi chłopi. Odnaleźliśmy to miejsce - jest to przysiółek Konne, właściwie polana w środku tych lasów. Wracając do "Timesa"... Dla mnie bardzo ważne są te krótkie komentarze internetowe, które pojawiły się pod elektroniczną wersją tego fatalnego tekstu. Mówią one o tym, że w okupowanej Polsce, gdzie za pomoc ludziom pochodzenia żydowskiego groziła śmierć, Polacy spontanicznie uratowali największą liczbę Żydów. Nie było tego, co we Francji - gdzie w sposób systematyczny deportowano Żydów - nie było tego, co w Holandii, nie było tego, co w hitlerowskich Niemczech. Publicyście "Timesa" przeszkadzają Polacy w Londynie i jeden z internautów pyta, dlaczego nie przeszkadzają mu Niemcy w tym mieście? Z drugiej jednak strony jest też problem Jedwabnego... Może to były sprawy niezbyt częste - ale były. I dlatego nie można powiedzieć, że ten tekst jest całkowicie fałszywy.
- Zatem czym jest?
- Jest złośliwą, przeinaczoną, szkodliwą, jednostronną półprawdą... lub półkłamstwem. To bardzo bolesne. Gdyby rzeczywiście przeprowadzić rachunek sumienia i gdyby książki Jana Grossa nie były tak jednostronne - powodujące odrzucenie: "Krzywdzą nas, byliśmy inni, to było bardziej złożone" - to być może przemyślenie sprawy Jedwabnego byłoby łatwiejsze. I gdyby w Polsce społeczność żydowska mówiła także o tych, którzy pomagali przetrwać... W Polsce nie ma ani jednego pomnika, pomniczka nawet, poświęconego tym, którzy pomagali. Mój mąż, który należy do gminy warszawskiej, przeprowadził - to jest w protokole z jego nazwiskiem - wniosek, żeby zrobić coś takiego w Warszawie w okolicach placu Grzybowskiego. Tak że - znów wracając do "Timesa" - jest to tekst w sposób oczywisty krzywdzący i wstrętny. Ale równocześnie stanowi sygnał, że powinniśmy tu, w Polsce stawiać czoła tej problematyce i mówić zarówno o sytuacjach bohaterstwa w ratowaniu Żydów, których to sytuacji było więcej, ale także o naszych rodakach, którzy zachowywali się obrzydliwie, bo tacy też byli. Przecież nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Komentarze internautów zarzucają publicyście "Timesa" krzywdzący brak obiektywizmu - i to jest optymistyczne.
- Zaprotestowała ambasada RP w Londynie. Czy to nie jest za mało?
- Dobrze by było, żeby ktoś taki jak Norman Davies - znający historię i będący w Anglii autorytetem - napisał tekst prostujący pomówienia. Problem polega jednak też na tym, o czym już wspominałam - że nie mamy do końca czystego sumienia. Chociaż, raz jeszcze powtórzę, na pewno więcej jest strony jasnej w naszej historii. Ale nie jest ona dostatecznie eksponowana. Zamiast tego - bez pokazania kontekstu okupacyjnego - pokazywane są tylko tragiczne i złe sytuacje.
- No właśnie, wspominała pani o społeczności żydowskiej zamieszkującej Polskę...
- Uważam, że ich milczenie w tej sprawie jest nie fair.
- Dlaczego mieszkający w Polsce Żydzi nie występują w obronie dobrego imienia naszej wspólnej ojczyzny?
- Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć. Pocieszam się przykładem mojego męża.
- Czy powinniśmy domagać się od najwyższych władz - od naszego prezydenta i premiera - żeby zabrały głos w sprawie szkalowania naszego narodu?
- Myślę, że tak. To by mogło zaowocować dobrymi skutkami. Tak jak skuteczny okazał się protest naszych władz, kiedy mówiło się o "polskich obozach koncentracyjnych". Bo same wypowiedzi publicystyczne - to np., co teraz ja robię - nie wystarczą. Potrzebne jest oficjalne stanowisko władz zamanifestowane w zmasowany sposób. Jednak, znów powtórzę, najskuteczniejsze byłoby jasne stanowisko społeczności żydowskiej w Polsce. Starają się to czynić rabin Schudrich i Szewach Weiss - który przecież również ocalał. Czyli powinny pojawić się trzy elementy: odpowiedź przyjaciół Polski z Wielkiej Brytanii, odpowiedź społeczności żydowskiej w Polsce, odpowiedź najwyższych władz Polski. Plus nasze własne rozliczenie się z własną historią, także z jej ciemnymi stronami.
- Zajadłe stanowisko środowisk oskarżających Polaków o współudział w Holocauście nie sprzyja merytorycznej debacie...
- Błędy są po obu stronach. Generalizujące i zbyt jednostronne ataki ze strony np. Jana Grossa powodują reakcję obronną - i moment refleksji znika.
- Dlaczego istniejące na Zachodzie stereotypy na temat stosunków polsko-żydowskich podają owe stosunki zawsze negatywnej weryfikacji, a nie pozytywnej? Wynika z nich, że Żydom w Polsce było źle. Dlaczego ludzie nie myślą odwrotnie: skoro Żydów było w Polsce tak dużo, to pewnie dlatego, że było im tam dobrze.
- I przybyli tutaj, ponieważ w Polsce panowała tolerancja.
- No właśnie, dlaczego ludzie na Zachodzie nie próbują na to patrzeć właśnie od tej strony?
- Być może dlatego, że pojawiające się u nas marginalnie - a nie tak jak w Niemczech czy we Francji, gdzie dewastuje się cmentarze i podpala synagogi - incydenty antysemickie nie są jednoznacznie tępione. To jest tolerowane. I chyba właśnie to powoduje podtrzymanie negatywnego stereotypu o stosunku Polaków do Żydów.
- Czyli domorośli antysemici malujący gwiazdy Dawida na szubienicy i niskonakładowe czasopisma propagujące rasizm robią czarną robotę - przyprawiają Polakom gębę współpracowników Hitlera? "Skoro nie zamalowuje się rasistowskich napisów na murach, to znaczy, że podczas II wojny światowej Polacy kolaborowali z nazistami"...
- Tak, myślę, że to jest właśnie taki mechanizm.
- No to podziękujmy wyrostkom z marginesu...
- I podziękujmy naszym władzom - od lokalnych po najwyższe - i sobie samym jako społeczeństwu za bierność wobec dzisiejszych przejawów antysemityzmu. Ta bierność prowadzi do tego, że później naszą historię jawnie zniesławia się w jednej z najważniejszych gazet na świecie.
Jadwiga Staniszkis
Socjolog, politolog, publicystka, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i Wyższej Szkoły Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu. Ma 66 lat