Rok temu Onet przedstawił reportaż o byłym biskupie diecezji bielsko-żywieckiej, Tadeuszu Rakoczym "Jak kardynał i biskupi tuszowali pedofilię księdza Jana W.". W latach 1984-1989 r. Janusz Szymik z Międzybrodzia Bialskiego był ofiarą pedofilii. Wówczas zgłosił dwa razy bp. Rakoczemu, że był wykorzystywany. Hierarcha nie podjął żadnych działań, ani nie pozbawił go funkcji proboszcza parafii. Choć o tragicznych zdarzeniach dowiedział się też kard. Stanisław Dziwisz, to również nie interweniował w sprawie.
Dopiero po roku 2014 zaczęło coś się dziać. Wtedy bp Roman Pindel objął diecezję bielsko-żywiecką i zainteresował się tym, co się wydarzyło w przeszłości. Odsunął księdza pedofila od pracy z dziećmi, a do Watykanu niemal natychmiast trafiły zeznania i rozpoczęto śledztwo. Zarówno podczas zeznań w procesie karnym, jak i w bielskiej kurii oskarżony przyznał, że dopuszczał się potwornych czynów. Jego wytłumaczeniem była "słabość i wielka sympatia do poszkodowanego". Twierdził też, że do aktów przemocy seksualnej doszło kilka razy, podczas gdy ofiara mówiła o nawet kilkuset.
Jak podaje Onet, ks. W. w zeznaniach pod przysięgą 25 listopada 2014 roku miał informować o postępowaniu bp. Rakoczego. "Około czerwca 1992 r. rozmawiał na ten temat ze mną ks. bp Rakoczy, któremu poszkodowany się poskarżył, co się stało. Ksiądz biskup mnie upomniał i powiedział, żebym czekał na rozwój sprawy. Jak będzie spokój, to będzie spokój, A jak coś się będzie działo, to wyciągnie konsekwencje. Byłem upomniany przez władzę kościelną. Była to rozmowa bez kanonicznych konsekwencji" - dowiadujemy się.