To nie Unia jest problemem, ale polityka rządu
Wtorkowa debata na temat polityki rządu w Parlamencie Europejskim z premierem Morawieckim w roli głównej wzbudziła nad Wisłą niemało emocji. Dla jednych premier pojechał kłamać w interesie PiS, dla drugich okazał się Rejtanem, który wołał na puszczy, by Unia się opanowała i przestała ograniczać polską suwerenność. Niedopuszczalne jest bowiem to, by mieszała się w polskie sprawy. Gdzie leży prawda?
Na pewno nie pośrodku. Rząd i jego propagandyści usilnie przekonują, że PiS broni Unii Roberta Schumanna przed zamienieniem jej w superpaństwo, w którym europejskie „lewactwo” chce wynaradawiać Polaków. Przekonują, że Unia jest dziś inna niż kiedyś i przestaje być organizacją, do której wstępowaliśmy i chcieliśmy być. Ale czy Unia rzeczywiście się zmieniła?
UE zasadniczo od lat pozostaje ciągle tym samym tworem, który jeszcze kilka lat temu niespecjalnie PiS przeszkadzał. To PiS się zmienił. Z umiarkowanej prawicy, stał się prawicą populistyczną, której celem nie jest sanacja państwa, ale jego upartyjnienie i trwałe przejęcie na rzecz agendy Nowogrodzkiej. To PiS - nie Bruksela – zaczął podważać reguły gry. To jego polityka uderzyła w zasady demokratycznego państwa z system wzajemnie znoszących się i kontrolujących władz – fundamentu UE, na który zgodziliśmy się reformując polski system prawny w drodze do Wspólnoty. Liczne „reformy” PiS doprowadziły do jego zakwestionowania. UE jedynie domaga się przestrzegania dawno ustalonych reguł, a nie oddania polskiej suwerenności, jak chcieliby tego pisowscy fantaści i bajkopisarze.
Nie byłoby zresztą potrzeby angażowania się unijnych instytucji, gdyby PiS nie zniszczył polskich instytucji kontroli władz, które powinny postawić tamę obłędnej polityce Nowogrodzkiej. Dziś UE jest ostatnią instancją, która broni interesów Polski. Bo interes PiS nie jest tożsamy z interesem naszego kraju. Ostatnie 6 lat pokazało, że jest jego zaprzeczeniem.