"Super Express": - W ostatnich latach Kościół przypomina, że dzień Wszystkich Świętych jest świętem radosnym, nie smutnym. Tymczasem w polskiej tradycji odbierane było jako dzień żałobny, w którym wspomina się tych, którzy odeszli. Skąd ta różnica w postrzeganiu 1 listopada?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Radosne obchodzenie dnia Wszystkich Świętych jest powrotem do korzeni. Święto zostało ustanowione przeszło tysiąc lat temu, w dniu tym wspomina się tych, którzy są w niebie, w polskiej tradycji było określane jako dzień imienin wszystkich patronów. Od samego początku Kościół zalecał, by tego dnia kapłani odprawiali msze w białych ornatach, takich jak w święta Bożego Narodzenia, na ołtarzach kładziono białe kwiaty. Dopiero później w Polsce ze względu na różne wydarzenia tragiczne - okres zaborów, upadku powstań, wojny i okupacji, święto to zlało się z Dniem Zadusznym, który obchodzony jest dzień później i ma zupełnie inny charakter. Sam pamiętam, że gdy jako dziecko chodziłem na cmentarze, to powszechne było przekonanie, że ten dzień to czas zadumy, modlitwy za zmarłych, ma charakter smutnej zadumy i refleksji. Teraz następuje renesans radosnego obchodzenia dnia Wszystkich Świętych i powrót do jego właściwej formy.
- To obchodzenie na smutno miało też chyba związek z tym, że w PRL w kalendarzu 1 listopada był zapisany jako Święto Zmarłych?
- Komuna zrobiła to po swojemu, żeby nie używać terminu Wszystkich Świętych. W Kościele katolickim nigdy jednak terminu Święto Zmarłych nie było.
- Zmarłych w Kościele katolickim wspomina się 2 listopada, czyli właśnie dziś. Jak wygląda to w innych obrządkach, na przykład w Kościołach wschodnich?
- W różnych tradycjach jest różnie. Jestem też księdzem obrządku ormiańko-katolickiego i tam dzień zaduszny jest pięć razy w roku. Z tym że zawsze przypada on po jakimś święcie. Dniem Zadusznym jest oczywiście dzień po Wszystkich Świętych, ale także drugi dzień świąt Wielkiej Nocy czy Bożego Narodzenia. Tam tradycja tego, że pierwszy dzień jest radosny, a drugi poświęcony zadumie i modlitwie za zmarłych, jest jeszcze silniejsza.
- Jak chrześcijanin powinien obchodzić Dzień Zaduszny?
- Dzień Zaduszny to dzień modlitwy za tych, którzy jeszcze nie są w niebie, a w czyśćcu. My oczywiście nie wiemy, gdzie dusza trafiła, wyjątek w nauce Kościoła stanowią święci i błogosławieni, którzy znaleźli się w niebie. To jedynie garstka spośród tych, którzy zmarli na przestrzeni dwóch tysięcy lat. Pobożność chrześcijańska zobowiązuje nas do modlitwy. Przy czym Kościół wyraźnie zaznacza - chodzi o modlitwę za wiernych zmarłych. W zaduszki odwiedzamy cmentarze, modlimy się za zmarłych. W polskiej tradycji ważną rolę odgrywają też wypominki, czyli przez cały listopad księża imiennie modlą się za osoby zmarłe.
- Od kilku lat Kościół przypomina, że katolik może w pierwszych dniach listopada uzyskać odpust zupełny i ofiarować go za zmarłych. To rzecz nowa czy przypomniana przez Kościół?
- Taka praktyka istniała zawsze. Jeśli coś się zmieniło, to w kwestii uświadamiania o tym ludzi. Kościół przypomina wiernym, że w pierwszych ośmiu dniach listopada można uzyskać odpust zupełny i ofiarować go za wybraną zmarłą osobę. Odpust uzyskać można pod zwykłymi warunkami - należy być w łasce uświęcającej, uczestniczyć we mszy świętej, nawiedzić cmentarz, pomodlić się za zmarłych i w intencjach Ojca Świętego (w intencjach, a nie intencji papieża, a więc w intencji tego, o co papież się modli - red.). Wierzymy, że osoba, której ofiarujemy odpust, trafia bezpośrednio z czyśćca do nieba. Choć oczywiście nie wiemy, gdzie osoba, za którą się modlimy po śmierci, trafiła. Pewność, że są w niebie, możemy mieć tylko do osób świętych i błogosławionych. Co do zmarłych najbliższych możemy mieć nadzieję, że modlitwą jesteśmy w stanie im pomóc.
- Na lekcjach religii jeszcze przed pierwszą komunią siostra katechetka mówiła nam, że za zmarłych modlić się trzeba, bo nawet jeśli dusza nie jest w czyśćcu i modlitwy nie potrzebuje, to ta modlitwa wraca i pomaga tej osobie, która się modli. Jak zdaniem Kościoła wygląda sytuacja, gdy wierny modli się za duszę, która już jest w niebie albo trafiła do piekła?
- Siostra dobrze to dzieciom tłumaczyła. Mówiąc kolokwialnie - jeśli modlimy się za dusze zmarłych, nie jest to zmarnowane. Mówi się, że istnieje skarbiec, do którego te modlitwy trafiają. Nawet jeśli dusze osoby, za którą się modlimy, nie potrzebują naszej modlitwy, modlitwa ta do nas wraca, zyskujemy na niej my. Warto też przypomnieć, że te wszystkie sprawy, o których mówimy, mają ścisły związek z ogłoszonym przez Ojca Świętego rokiem miłosierdzia, w którym możemy sami uzyskać odpust zupełny, jak również ofiarować go za zmarłych.