— Redakcja TVN24 stanowczo protestuje przeciw nazwaniu dziennikarza zadającego ważne społecznie pytania "przedstawicielem Kremla". To kolejny atak władzy na niezależność mediów i kolejna próba tłumienia krytyki prasowej. Nie przestaniemy zadawać pytań w interesie społecznym i w imieniu naszych widzów. Na tym polegają konstytucyjne zadania mediów, które są zobowiązane do kontroli instytucji publicznych. W związku z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego podejmiemy stosowne kroki prawne w obronie naszych dziennikarzy i dobrego imienia TVN — powiedział Marciniak.
Podczas sobotniej konferencji Jarosława Kaczyńskiego w Kopczanach, w województwie podlaskim, niespodziewanie pojawiła się możliwość zadawania pytań przez przedstawicieli mediów. Prezes PiS odpowiedział na pytanie dotyczące muru na granicy, a następny w kolejce był dziennikarz TVN24, Mateusz Grzymkowski. Wówczas rzecznik PiS, Rafał Bochenek, wymusił zmianę kolejności.
Po tej wypowiedzi rzecznik PiS zakończył konferencję i złożył podziękowania politykom za przybycie, próbując zagłuszyć dziennikarza TVN24. Ostatecznie stwierdził, że "mikrofon jest wyłączony, więc proszę nie krzyczeć". Jednak Kaczyński uznał, że "może odpowiedzieć".
Na antenie TVN24 prezenterka Anna Seremak-Frątczak wyjaśniła, że Mateusz Grzymkowski zadał pytanie dotyczące wniosku opozycji o wotum nieufności wobec szefa MON. Dodała również, że opinia wygłoszona przez prezesa PiS jest "nieprawdziwa i skandaliczna".