Hipokryzja Tuska?
Na granicy polsko-białoruskiej znów wrze. Zwiększa się presja migracyjna, a reżim Łukaszenki we współpracy z Putinem śle coraz bardziej agresywne grupy osób nielegalnie próbujących się dostać do Polski i dalej do innych krajów UE. Wielu z pewnym zdziwieniem przyjmuje to, jak na to wszystko reaguje premier i jego Platforma Obywatelska. Zdziwienie wywołuje fakt, że Donald Tusk mówi dziś o sytuacji na granicy językiem PiS i kopiuje jego politykę, za którą, kiedy jego partia była w opozycji, tak bardzo krytykowano ekipę Kaczyńskiego.
Ktoś mógłby nazwać to hipokryzją i miałby rację. Ktoś mógłby zwrócić uwagę, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i co innego robi i mówi się jako opozycja, a co innego, kiedy się rządzi. I też miałby rację. To wszystko nie tłumaczy jednak tej przemiany. Jej powody są bowiem głębsze.
Tusk uznaje zwycięstwo prawicowego populizmu
Po pierwsze, postawa Tuska to uznanie politycznej rzeczywistości nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Po kryzysie migracyjnym z 2015 r. przegrała w Unii znana z Niemiec Willkommenskultur. Wojnę o rząd dusz w sprawie migracji wygrał prawicowy populizm – jego język opisujący migracje i polityka walki z nielegalną migracją.
Wbrew temu, co mówi PiS, Unia nie ma zamiaru ułatwiać przybywania do Europy i sankcjonuje takie niehumanitarne – i nielegalne – rozwiązania jak pushbacki, czyli przerzucanie osób nielegalnie przekraczających granicę z powrotem do krajów spoza UE. W przypadku Polski na Białoruś. Będąc niedawno w Brukseli i rozmawiając z urzędnikami odpowiedzialnymi za ochronę granic, usłyszałem od nich, że pushbacki są nielegalne, ale nie wszystko jest pushbackiem. Nie jest nim na pewno ochrona granic. Tak Komisja Europejska mówiła o polityce PiS. Tak teraz mówi o polityce PO.
Tak się zostaje wiecznym premierem
Druga sprawa, to próba przejęcia społecznych nastrojów wobec nielegalnej migracji i odcięcia paliwa prawicowemu populizmowi. Donald Tusk robi dziś to samo, co robił wieloletni szef holenderskiego rządu Mark Rutte. W 2010 r. szedł do władzy jako pierwszy od 92 lat liberalny premier tego kraju, a odchodził rok temu wyznając prawicowy populizm ws. migracji. Po drodze marginalizował radykałów i przetrwał u władzy aż do zeszłego roku. I odszedł tylko dlatego, że ws. migracji okazał się zbyt radykalny dla swoich bardziej liberalnych współkoalicjantów.
I wreszcie panika moralna wokół migracji, militaryzacja granicy i opowieść o czujności na niej jest najprostszą odpowiedzią na kryzys. PiS pokazał, że niewiele to realnie zmienia, bo dla zdeterminowanych ludzi żadne płoty, zapory i karabiny nie są przeszkodą, by granicę przekroczyć. Tysiące ludzi się przez nią przedarło. Ale politycznie jest to niezwykle skuteczne. 54 proc. Polaków popiera politykę Tuska. I o to chodzi.